poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 4: "Nienawidzi się za coś, ale kocha się pomimo wszystko."


Oberstdorf, 29.12.2013 r.

Szłam bez celu, zalewając się łzami. Myślałam, że kończąc ponownie znajomość z Manuelem poczuję się lepiej, jednak jest coraz gorzej. Opuściłam teren skoczni ponad dwie godziny temu. Zrobiło się już ciemno, a w dodatku okropnie zimno. Pogubiłam się w życiu i chyba także w Oberstdorfie. Mijałam tą ulicę już chyba ze trzy razy. Nic tylko usiąść i jeszcze bardziej się rozpłakać.
Moje myśli wciąż krążyły wokół bruneta. Ciągle go kocham, ale nie mogę się pogodzić z tą jedną jakże wielką rysą w naszej znajomości. Boję się, że nie będę potrafiła mu zaufać, że ponownie mnie zrani.
Stanęłam na krawędzi chodnika, rozglądając się dookoła. Wkroczyłam na jezdnię, a wtedy do moich uszu dotarł przerażający dźwięk samochodowego klaksonu. Poczułam szarpnięcie za kurtkę i wylądowałam na kimś.
- Co ty najlepszego chciałaś zrobić Alice?! - krzyczał Manuel, tuląc mnie do siebie.
- Nic... - wyszeptałam, łkając. 
To prawda, nie chciałam się zabić. Śmierć nie byłaby dla mnie dobrym wyjściem. Czas dojrzeć i stawić czoła wszystkiemu. 
- Nawet nie powinnaś o tym myśleć! - mówił podniesionym tonem, ciągle trzymając mnie w ramionach.
- Nie chciałam się zabić... Odprowadzisz mnie do hotelu? - zapytałam, ocierając rękawem kurtki mokre od łez policzki. 
Skinął głową i delikatnie się uśmiechnął. Zawsze, kiedy się uśmiechał uwidoczniała mu się na nosie śmieszna mała zmarszczka. Tym razem nie mogłam tego dostrzec, ponieważ było zbyt ciemno. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w kierunku hotelu. Nie wyswobodziłam się z jego delikatnego uścisku. Było mi po prostu zimno... I może trochę przyjemnie... 
- Czy można kogoś jednocześnie kochać i nienawidzić? - zapytałam, przerywając panującą między nami ciszę.
- Myślę, że tak Alice - odpowiedział po chwili. - Nienawidzi się za coś, ale kocha się pomimo wszystko - dodał, a jego dłoń mocniej zacisnęła się na moim ramieniu.











Gdzieś pomiędzy Oberstdorfem 
a Garmisch-Partenkirchen, 30.12.2013 r.

Austriacy śmiali się i rozmawiali na różne tematy. Manuel zajmował miejsce obok Loitzla, ale nawet w najmniejszym stopniu nie interesowało go towarzystwo starszego kolegi. Duże słuchawki na uszach, z których płynęła jego ulubiona muzyka, skutecznie odstraszały pozostałych natrętnych kolegów. Nieustannie wpatrywał się w szybę, ale ze względu na dużą prędkość pojazdu nie dostrzegał za nią prawie nic. Jego głowę zaprzątały wspomnienia poprzedniego dnia. Alice... Nareszcie mógł ją przytulić. Jej dotyk koił zmysły, sprawiał, że spośród czarnych chmur wychodziło słońce, a wszystko wokół stawało się piękniejsze. A kiedy wreszcie wyznał jej, że nadal ją kocha, poczuł jak ogromny kamień spada mu z serca. Z serca, które rwało się do drugiego serca, do serca Alice. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że zbliżenie się do brunetki będzie najtrudniejszym zadaniem, z jakim kiedykolwiek przyszło mu się zmierzyć. Jednak, kiedy przyznała, że ciągle nie jest jej obojętny, jego dusza zaczęła cicho śpiewać. Potem po prostu powiedziała, że ma o niej zapomnieć. Nie chciał tego, nie potrafił i ona dobrze o tym wiedziała. Zapewnił ją tylko jeszcze, że zawsze będzie na nią czekał. Czy to kłamstwo? Nie. Czekał na nią osiem lat, więc jak będzie trzeba poczeka kolejne osiem i kolejne... Jeszcze nigdy w życiu nie był tak zdeterminowany. Wiedział, że nie może odpuścić, kiedy los się do niego uśmiechnął i sprawił, że nareszcie się spotkali. 
Do pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni nie zdołał się zakwalifikować, ale czymże był jeden głupi konkurs przy możliwości podziwiania najpiękniejszego skarbu w postaci brunetki? Co prawda ważne było oddawanie regularnych, dobrych skoków, gdyż młodsi i zdolniejsi tylko czekają na jego jedno potknięcie, jedno powinięcie się nogi. Doskonale o tym wiedział, ale walka o miłość stała się ważniejsza. 
Kiedy wieczorem ujrzał ją przechodzącą przez jezdnię, a zaledwie kilkanaście metrów dalej pędzący samochód, oszalał. Był wściekły na nią, że w ogóle mogła pomyśleć o wyrządzeniu sobie krzywdy. Nie mógł pozwolić, aby za jego przyczyną ponownie cierpiała. Gwałtownym ruchem pociągnął ją do siebie, aby zaraz potem szczelnie zamknąć ją w swoich ramionach. Pomimo panującego mroku zauważył, że jej śliczne zielone oczy opuchnięte były od płaczu, a kiedy tylko się do niej odezwał, ponownie zalały się łzami. W drodze do hotelu zadała mu tylko jedno jedyne pytanie, dzięki któremu uwierzył, że jeszcze nic nie jest stracone.



* * *


- All I ever wanted was to see you're smileing. All I ever wanted was to make you mineeeeeee... I know that I love youuuuu, oh baby why don't you seeeeeee... That all I ever wanted was youuuuuu and meeeeee... - wrzeszczeli na cały bus Wank i Wellinger. Wszyscy płakali ze śmiechu. Tylko trener był niewzruszony występem swoich podopiecznych, gdyż smacznie sobie spał ze stoperami w uszach. 
- Stop! Stop! Zmieniamy repertuar! - krzyknął młodszy Andreas i zaczął po cichu naradzać się ze starszym. Wank momentalnie wyjął komórkę z kieszeni i zaczął czegoś w niej poszukiwać. Po chwili bus wypełnił się mocnym brzmieniem.
- Die Entscheidung ist gefalleeeeen, die Ladung in mir tickt, tickt... Nichts wird mehr wie früher sein, zum Glück bin ich verrüuuuuckt... - ponownie zaczęli wycierać się naśladując Alexxa z Eisbrecher. Dodatkowo obydwaj udawali, że grają na gitarach. Całość wyglądała komicznie. Już od długiego czasu się tak nie śmiałam.
- Wyłączylibyście to, bo nawet spać się nie da - powiedział trener, ziewając, po czym wrócił do zajmowanej wcześniej pozycji i z powrotem wetknął do uszu stopery.
Wank ponownie zaczął czegoś poszukiwać w telefonie, z którego zaczął płynąć mundialowy przebój.
Tsamina minaaaa eh eh... Waka waka eh eh... Tsamina minaaaa zangalewaa... This time for Africaaaaaaa... - zaczął Wellinger, ale zaraz przyłączyli się do niego Wank z Krausem i Geigerem, próbując zatańczyć jak Shakira. Naprawdę doborowe towarzystwo na podróż! Nie zauważyłam nawet, kiedy bus zatrzymał się przed hotelem w Ga-Pa. 
Chłopaki nadal byli w trakcie swojego koncertu, już po raz siódmy śpiewali "Waka waka", kalecząc język niemiłosiernie. Obok nas zaparkowali Polacy, a widząc i słysząc poczynania Niemców zaczęli do nas machać, śmiejąc się.
- Kończyć te wycia i zabierać szanowne cztery litery! - ogłosił głośno trener, którego przed momentem obudził kierowca. Chłopaki posłali mu zawistne spojrzenia, ale posłusznie wyszli z pojazdu, zabierając swoje rzeczy i skierowali się do hotelu.

- Niezły ten hotel - powiedziałam, odkładając walizkę i usiadłam na jednym z idealnie posłanych łóżek. Zaczęłam rozglądać się po naszym pokoju. Beżowe ściany ozdobione licznymi pejzażami Alp, dwa prze wygodne łóżka, mała sofa z tapicerką o mahoniowym kolorze i dwa pasujące do niej fotele, a także niewielki stolik, na przeciwko którego swoje miejsce znalazł duży telewizor. Ale jeszcze przecież łazienka...
- Niezły? Chyba najlepszy w Ga-Pa nam się trafił! - zafascynowała się Sophie.
- A nie przypadkiem jedyny? - rzuciłam z przekąsem, ale przyjaciółka zajęła się wypakowywaniem kilku niezbędnych rzeczy i nic na to nie odpowiedziała. Ja również poszłam jej śladem i wyjęłam z walizki kilka czystych ubrań, aby odświeżyć się po podróży. Szłam już w kierunku łazienki, kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Podeszłam, otwierając je, a moim oczom ukazało się wspaniałe trio: Wank, Wellinger i Kraus. Bez słowa weszli do pokoju, rozsiadając się na łóżku, moim łóżku w dodatku!
- Jasne, proszę... - burknęłam pod nosem.
- Wdechowy basen tutaj mają! - odezwał się jako pierwszy Kraus. 
- No i idziemy popływać... - zabrał głos starszy z Andreasów.
- A wy z nami! - dodał Wellinger i z zachwytem klasnął w dłonie. Jeszcze brakowało, żeby zaczął wrzeszczeć: "Hura! Jaaa!", tak jak ta dziewczynka w tym serialu, który zawsze oglądała Lea - dwunastoletnia kuzynka Sophie, kiedy tylko przesiadywała w naszym mieszkaniu.
- Hmmm - zamyśliła się chwile Sophie. - To dobry pomysł - odpowiedziała i zaczęła poszukiwać stroju kąpielowego. - A ty co tak stoisz Ally? Wyciągaj strój!
- Nie mam... - odpowiedziałam, podpierając się w boku jedną ręką, a drugą drapiąc się po karku.
- Nie masz? Jak to nie masz? Przecież zapakowałaś.
- No ale wyjęłam... - powiedziałam niepewnie, czekając na reakcję przyjaciółki. Westchnęła tylko głośno, ponownie zwracając się do mnie.
- Ciesz się, że masz mnie Ally - powiedziała dumnie, puszczając mi "oczko". - Widzimy się za 10 minut na dole chłopaki - zwróciła się do nich, a oni grzecznie opuścili nasz pokój. Ponownie zaczęła przeczesywać walizkę. Po kilku sekundach wyjęła z niej dwuczęściowy strój kąpielowy w kolorze różowym. - To dla ciebie. 
- Chyba nie myślisz, że ja to założę?!
- No co? Rozmiar powinien pasować.
- Ale... - jęknęłam.
- Ale co?
- Ale to jest różowe! Dobrze wiesz, że nienawidzę różowego!
- Nie masz innego  wyjścia moja droga... Zakładaj! - powiedziała, wytykając język w moją stronę. Naburmuszona ruszyłam do łazienki, aby się przebrać. Strój pasował idealnie, tylko ten jego kolor... Ugh! Okryłam się szlafrokiem, zabrałam ręcznik i razem z gotową już Sophie ruszyłyśmy w kierunku basenu.


Basen znajdował się w drugim skrzydle budynku, a poinformował nas o tym bardzo miły pan w recepcji. Osobiście wolałabym tam zostać i uciąć sobie z nim jakąś nudną pogawędkę, ale Sophie była nieugięta w tym temacie.
- Zebrało ci się na flirtowanie? - zapytała.
- A wiesz, że on mi trochę przypomina Christiana? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
- Te same skośne brązowe oczka? - zaśmiała się, przez co oberwała ode mnie w ramię. - Auuuuć!
- Nie chcę ci przypominać, kto nas zeswatał...
- Ok, poddaję się! - podniosła ręce na znak bezradności. Przy drzwiach czekał na nas Severin. Otworzył je przed nami i wpuścił nas przodem jak prawdziwy dżentelmen. Mój wzrok od razu spoczął na wygłupiających się Niemcach. Dopiero za sprawą Sophie zauważyłam Austriaków. Cudownie!
- Nie zwracaj na niego uwagi - szepnęła mi na uchu przyjaciółka.
- O Boże... - jęknęłam cicho. Moją uwagę przykuł Kofler, który wychodził z wody. - To co, wskakujemy do wody? - zapytałam z udawanym optymizmem. Sophie pokiwała tylko twierdząco głową. Zdjęłyśmy szlafroki, kładąc je na jednym z leżaków ustawionych pod ścianą i zanurzyłyśmy się w wodzie. Co prawda nie miałam szczególnej ochoty pokazywać się w tym różowym czymś, ale w obecnej chwili wolałam nie napotykać wzroku Manuela bądź Andreasa. 
- Od kiedy lubisz różowy? Przecież nigdy go nienawidziłaś - usłyszałam za sobą, kiedy opierałam się o barierkę, pijąc sok wiśniowy. Uśmiechnęłam się mimowolnie, odstawiłam szklankę i odwróciłam się do niego.
- Pamiętałeś? - zapytałam, uśmiechając się. 
- Oczywiście. A pamiętasz wakacje w Trieście? 
Czy pamiętam? Ba! Spędziliśmy wtedy pół dnia w samochodzie, a kiedy już przyjechaliśmy do Triestu okazało się, że pokój, który Manuel wynajął w jednym z pensjonatów jest zajęty i nijak nie mogliśmy się dogadać z właścicielką. Słabo rozumiała po angielsku, a o niemieckim nie było mowy. Na szczęście pojawiła się jej córka i udało nam się dojść do porozumienia. Dwa tygodnie spędzone w tym włoskim miasteczku bardzo miło wspominam. 
- Wolałabym nie pamiętać o tym, jak uczyłam się pływać - odpowiedziałam.
- Zachowywałaś się wtedy, jak taka mała zagubiona kaczka - zaśmiał się.
- Kaczka? Sam jesteś kaczka!
- Kaczka nie kaczka, ale pływać cię nauczyłem - powiedział dumnie.


* * *

Siedział na brzegu basenu, przyglądając się rozmawiającym Alice i Manuelowi. Brunetka uśmiechała się promiennie, a będąc w tym różowym stroju kąpielowym, Andreas nie mógł oderwać od niej wzroku. Była taka piękna... Podsuwając Manuelowi propozycję tej głupiej umowy, nie przewidział, że ta dziewczyna tak bardzo zawładnie jego umysłem. To miała być zwykła przysługa dla kumpla, a przy okazji chwila przyjemności dla niego. Jednak wszystko tak diametralnie się zmieniło. Już nie grali do jednej bramki. Teraz stali się przeciwnikami i wydawać by się mogło, że to Fettner jest na straconej pozycji, ale w związku z próbą zbliżenia to chyba Andreas spadł o jedno oczko w tej rywalizacji. Liczył na to, że Alice nie będzie w stanie nawet pomyśleć o jego młodszym kadrowym koledze, ale najwyraźniej chyba się mylił. Rozmawiali o czymś już od dłużej chwili, jednak był zbyt daleko, aby cokolwiek usłyszeć. Fettner chwilowo plasował się wyżej w relacji z Alice niż on, ale przecież Kofler nie mógł tego tak zostawić. Nadal wierzył, że to on ma większą szansę. Przecież to właśnie on miał czyste konto nieskażone żadnymi bolesnymi dla brunetki wspomnieniami. Kiedy do jego uszu dotarł perlisty śmiech dziewczyny, nie wytrzymał. Mimowolnie zacisnął dłonie w pięści, a na jego twarz wkradło się mordercze spojrzenia. Owszem, chciał aby była szczęśliwa, ale nie w towarzystwie Fettnera.
- Stary, ogarnij się... - powiedział łagodnie Gregor.
- O co ci chodzi? - zapytał, rozluźniając powoli zaciśnięte pięści. 
- Gdybyś mógł to byś go wzrokiem zabij - odpowiedział Wolfi, na co szatyn pokiwał głową.
- Właśnie - dołączył się Morgi. - Manu się stara... Chciałby jej wynagrodzić to, co zrobił.
- Czy ty siebie słyszysz Thomas? Jak można wynagrodzić komuś zdradę? Czy ty wynagrodziłeś Christinie to, że bzyknąłeś sobie fizjoterapeutkę? - zapytał z goryczą Andreas.
- Nie mówimy teraz o Morgim, tylko o tobie Andi - stanął w obronie młodszego kolegi Loitzl, widząc jak zbiera się w nim złość.
- Powinieneś go jakoś wspierać, a nie szukać sposobu na poderwanie jego dziewczyny - zabrał głos ponownie Gregor.
- To chyba wy powinniście przestać zajmować się głupotami i zabrać się za skoki, bo młodzi już ostrzą sobie pazurki na wasze ciepłe posadki - powiedział Andreas, wskazując ruchem na odbijających piłkę w wodzie Krafta, Hayboecka i Dietharta, po czym wstał i ruszył ku wyjściu z pomieszczenia.







___________________________________________________________

Miało być szybciej, ale dopadła mnie depresja końcowo-gimnazjalna.
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to coś wyżej. Ale cóż ja biedna mogłam zrobić,
jak tylko na takie coś było mnie na chwilę obecną stać?

Kusi mnie strasznie żeby dodać już pierwszy rozdział opowiadania z Morgim, 
ale obiecałam sobie, że dokończę chociaż jedno z opowiadań 
dopiero wtedy pojawi się kolejna historia, ale nie wiem ile wytrzymam :P


Dziękuje za wszystkie miłe komentarze :)
To naprawdę ogromna motywacja dla mnie :)












sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 3: "Jesteś zmienny jak wiatr w Kuusamo..."


Oberstdorf, 28.12.2013 r.

- Pojebało cię stary? - wykrzyczał Andreas, łapiąc się za krwawiący nos.
- Miałeś mi pomóc odzyskać jej zaufanie, a tymczasem rozkochujesz ją w sobie.
- Nikogo w sobie nie rozkochuję! Alice to wspaniała kobieta, a ty jesteś naprawdę totalnym idiotą! Nie rozumiem jak mogłeś ją zdradzić z jej najlepszą przyjaciółką?
- Ale jak... Skąd ty... - Manuel wydawał się być wyraźnie zdziwiony.
Kofler zaśmiał się ironicznie.
- Myślałeś, że nic mi nie powie? Naprawdę jesteś naiwny Manu.
- To nie ja jestem naiwny, naiwne były te wszystkie laski, którym zrobiłeś wodę z mózgu! Więc nie powinieneś mnie oceniać.
- Boisz się, cholernie się boisz... 
- Niby czego? Ciebie? - prychnął. 
- Tego, że Alice się we mnie zakocha, że nigdy już nie spojrzy na ciebie. Ja pokazałem jej się z dobrej strony, a ty już czasu nie cofniesz.
- Przeze mnie się już wycierpiała, teraz twoja kolej, tak? Znam cię dobrze Andreas. Jesteś zmienny jak wiatr w Kuusamo... Alice będzie kolejną zabawką, tak jak Mirjam, Michaela, Paula, Natalie...
- Zmieniłem się - przerwał starszy z Austriaków, nerwowo zaciskając pięść.
- Zmieniłeś się? - zapytał Manuel, głośno się śmiejąc. - Czekaj... Ile ja to już razy słyszałem?
- Na twoim miejscy martwiłbym się o to, jak zareaguje Pointner, kiedy dowie się o tym - powiedział, wskazując na swój stłuczony nos. - I tak już jesteś na wylocie z kadry. 
- Na twoim miejscu martwiłbym się jak zareaguje na wieść o twoim nowym romansie. Znowu się zaczną balangi, spóźnienia, spadek formy. Już cię Schlierenzauer ani Loitzl kryć nie będą. Nie masz na co liczyć! Jeszcze zobaczymy, kto szybciej wyleci z kadry, ja czy ty.
- Śmieszny jesteś. To koniec naszej umowy!
- Koniec? 
- Teraz mogę się zbliżyć do Alice, skoro ty nie masz u niej najmniejszych szans.
- Myślisz, że jak jej opowiem ze szczegółami o naszym planie, to nadal będzie chciała utrzymywać z tobą jakiekolwiek relacje? Teraz to ty jesteś śmieszny!
- A myślisz, że ci uwierzy? - zaśmiał się. - To nie ja zniszczyłem jej życie, ale za to ja pomogę jej je odbudować na nowo.
Andreas posłał koledze z kadry triumfatorski uśmiech i udał się do łazienki.
- To się jeszcze okaże Kofler! - wycedził przez zęby Manuel. 


Gdyby ktoś przed dziewięcioma laty powiedziałby mu, że przez lata nie będzie mógł zapomnieć o ślicznej, zielonookiej brunetce najpewniej w świecie wyśmiałby go. Spotkanie tej kruchej, delikatnej dziewczyny zmieniło jego dotychczasowy świat. Już nie skoki były najważniejsze i jedyne w jego życiu, pojawiła się jeszcze ona. To dzięki niej jego świat nabrał nowych, optymistycznych barw. To ona swoim czułym uśmiechem przeganiała wszystkie czarne chmury. To ona omal przez niego się nie zabiła. Owszem, kochał ją jak wariat, ale tego, co wydarzyło się tego pamiętnego dnia, w dodatku w jej urodziny nie zapomni do końca życia. To wtedy on dla niej zginął. Zachował się jak idiota, jak skończony idiota. Jak w ogóle mógł zbliżyć się do Lisy? Jak mógł zapomnieć o niej, o swojej małej, kochanej Alice? I chociaż do niczego wtedy nie doszło, wyrzutów sumienia nie potrafił zagłuszyć. Próbował się z nią skontaktować i chociaż to niezbyt możliwe wytłumaczyć ze swojej głupoty, ale jej rodzice uniemożliwili mu kontaktu, tłumacząc się tym, że nie chce go widzieć, a oni nie potrafią mu pomóc. Tylko Emilie - jej siostra wykrzyczała mu w twarz, co o nim myśli. Nie były to miłe słowa, ale podziałały na niego jak zimny prysznic. Odsunął się w cień, pozwolił odejść miłości. Nie widział jej przez lata, jedyne co mu pozostało, to wspomnienia i ich wspólne fotografie. Nie potrafił, nie chciał zakochać się w żadnej innej. Spotykał się, co prawda z różnymi kobietami, ale żadna nie była nią. Żadna nie potrafiła sprawić, że jego dusza się śmiała, tak jak to było przy Alice.
Kiedy spotkał ją tutaj w Oberstdorfie, dostrzegł nikłe światełko w tunelu. Chciał czym prędzej podbiec do niej i złożyć na jej ustach pocałunek, wkładając w niego całą swoją tęsknotę i miłość. Nie mógł... Jej oczy przepełnione były żalem. Poczuł dziwny ucisk w klatce piersiowej. Potem pojawił się Kraus, a ból spowodował, że ledwo oddychał. Zacisnął dłonie w pięści. Chciał przerwać to, co właśnie odbywało się na jego oczach. To jego Alice i nikt nie miał prawa jej tknąć. Potem tak po prostu odeszła, a on stał w tym samym miejscu, nie mogąc się ruszyć. To było dla niego za wiele. Najchętniej zostałby tam i zaczął płakać jak mały chłopiec, któremu koledzy z piaskownicy zabrali zabawki. Jednak zjawił się Andreas. Chwilę później mieli omówiony ten genialny plan. Nie był on skomplikowany. Wydawać by się mogło, że totalnie infantylny i w ogóle nic z tego nie wyjdzie. Boski Kofler, amant i uwodziciel miał niby przypadkowo zapoznać się z Alice. Szybka znajomość i równie szybkie i bolesne porzucenie. A kto zjawia się później? Manuel! Istne deja vu przeszłości, tylko zakończenie miałoby być inne. Właśnie miało... Cała ta nieskomplikowana umowa wymknęła mu się spod kontroli. Zauważył jej roześmiane oczy, kiedy mówiła o starszym Austriaku. Zazdrość wzięła górę. Nie wytrzymał. Wypowiedział słowa, które nigdy nie powinny opuszczać jego ust. Poczuł jej dłoń na swoim prawym policzku. Nie przeszył go ból, poczuł ciepło jej dłoni. Jej dotyk był ukojeniem. A potem jego pięść wylądowała na nosie kadrowego kolegi. Nie powinien, przecież tamten nic takiego właściwie nie zrobił, ale on nie mógł przyjąć do wiadomości, że jego Alice mogła być z innym, a na pewno nie z Andreasem. Znał go i nie mógł pozwolić na to, aby znowu ktoś skrzywdził brunetkę. Wystarczająco się wycierpiała. Zachował się bezmyślnie, jeden cios mógł spowodować, że dziewczyna więcej na niego nie spojrzy. Cały ten głupi plan wziął w łeb. Kofler nie odpuści kolejnej ładnej buźki, ale on także nie odpuści. 

Ruszył w kierunku dużej walizki w kolorze granatowym, aby wyjąć z niej kurtkę. Natknął się na szalik, jej szalik. Był jego jedyną, oprócz zdjęć, pamiątką po niej. Woził go ze sobą wszędzie, na każde zawody. Tylko dzięki temu niewielkiemu skrawkowi ciepłego brązowego materiału wierzył, że jeszcze kiedyś ich drogi ponownie się pokrzyżują.



Następnego dnia...

Przemyłam twarz zimną wodą, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam potwornie. Zapuchnięte od płaczu, zaczerwienione oczy, w których regeneracji nie pomogło nawet te dwie godziny snu. Poprzedni dzień uplasował się w czołówce jednych z najgorszych dni w moim życiu. 
- Wyglądasz jak zdjęta z krzyża... Powiedz, co się stało? - zapytała Sophie, kiedy wyszłam z łazienki.
- Nic się nie stało - próbowałam wysilić na uśmiech, ale bezskutecznie. 
- Przecież widzę, a poza tym słyszałam, jak płakałaś w nocy. To przez Koflera, tak? Zaraz pójdę do niego i uszkodzę mu te jego ładne ząbki!
- Zwariowałaś?! - szybko zareagowałam. - W końcu wygarnęłam wszystko Manuelowi.
Moja przyjaciółka otworzyła aż usta ze zdziwienia.
- Nie wierzę... - powiedziała, siadając na brzegu łóżka.
- Jak wyszłaś z Severinem na miasto, poszłam do Andreasa do pokoju, ale... Ale otworzył mi Manuel... Zaczął coś mówić, że gram na dwa fronty, coś o jakiejś Mirjam, o Andreasie... Ja... Po prostu nie wytrzymałam - opowiedziałam, ponownie zalewając się łzami.
- Ciii... Jestem z tobą i wszystko będzie dobrze Ally - mówiła, przytulając mnie mocno. - Nie pozwalam ci już więcej płakać! Rozumiesz? - pokiwałam głową, ocierając łzy z policzków. - A teraz ubierz się, zrób się na bóstwo i idziemy na śniadanie, na które i tak już jesteśmy ciut spóźnione.
Poszłam za radą przyjaciółki, doprowadziłam się do porządku i zeszłyśmy na śniadanie. W rogu dużej sali dostrzegłam Austriaków, a zwłaszcza jego. Całe szczęście, że Niemcy siedzieli od nich daleko. Zajęłam miejsce przy stole pomiędzy Andreasami i nalałam sobie kawy do filiżanki.
- Coś ty taka niewyraźna Alice? - zapytał Wank.
- Ally się dzisiaj trochę źle czuje - odpowiedziała za mnie Sophie, na co tylko pokiwałam twierdząco głową. Nie miałam ochoty na nic do jedzenia, dopiłam jedynie kawę do końca i wstałam od stolika. 
- Idę się przewietrzyć - powiedziałam do Sophie. 
Będąc przy drzwiach prowadzących z restauracji do holu usłyszałam, jak ktoś mnie woła.
- Zaczekaj Alice.
Odwróciłam się powoli i ujrzałam Koflera.
- Boże... Co ci się stało Andreas? - zapytałam wystraszona, spoglądając na jego opuchnięty nos.
- Nieważne - odpowiedział wymijająco.
- Czy to on?
- To naprawdę nieistotne... Zechciałabyś może wybrać się na spacer?
- Skoczę tylko po kurtkę...


- Bardzo boli? - zapytałam, kiedy usiedliśmy na jednej z ławek niedaleko hotelu. 
- Nie - odparł, siląc się na uśmiech. - To naprawdę nic takiego.
- Właściwie dlaczego to zrobił? 
- Nie rozmawiajmy o tym. 
- Proszę, powiedz mi...
- Nie jestem idealnym człowiekiem Alice... Mam opinię podrywacza, ale tak naprawdę szukam miłości. Nie wyobrażasz sobie, jak to jest, kiedy wracasz po zawodach do pustego mieszkania, gdy nie ma nikogo przy tobie. Wydawało mi się, że w Mirjam będę mógł się zakochać z wzajemnością. Jednak jej zależało tylko na pieniądzach i innych korzyściach wynikających z tego, że jestem dosyć znanym sportowcem. Zresztą z poprzednimi dziewczynami było tak samo. Wczoraj z Manuelem chciałem spokojnie pogadać, aby nie wygadywał ci nie wiadomo czego na mój temat, ale widzisz jak to się skończyło... - ujął mnie za zimne dłonie i spojrzał w oczy. - Wczoraj już podczas tego przypadkowego zderzenia z tobą zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu, tak jakbyśmy się naprawdę znali od dawna i nie byli sobie obojętni. Jesteś wyjątkową kobietą Alice - powiedział, przybliżając się do mnie.
- Nie! - prawie krzyknęłam, kiedy jego twarz znalazła się stanowczo zbyt blisko mojej. Wyrwałam dłonie z jego uścisku, wstałam z ławki i pobiegłam w stronę hotelu. 


- Coś ty taka zdyszana Ally? - zapytała Sophie. Towarzyszyła, a w zasadzie chyba pilnowała skoczków, którzy odbijali piłkę na parkingu przed hotelem. 
- Co? Ja? Nie nic... 
- Jakaś dziwna jesteś... Tutaj niedaleko serwują wyborne naleśniki, idziemy? 
W odpowiedzi pokiwałam tylko głową.
- Ejj.. A mnie nie zabierzecie dziewczyny? - zapytał zawiedziony Karl.
- Nie zapominajcie też o mnie! - momentalnie obok nas zjawił się także Wellinger.
- A ja? - zawołał pogodnie Wank.
- Naleśniki? Idę z wami! - no nie, jeszcze Freund. - Tylko Richardowi trzeba powiedzieć. 
- A po co nam niby Richard? - oburzył się Geiger.
- A po to żebyś się pytał! - wytknął mu język starszy z blondynów.
- To w takim razie trzeba jeszcze Krausa zawołać! - powiedział Wank.
- To ja po niego pędzę! - zaoferował drugi z Andreasów. 
Stałyśmy z Sophie trochę na uboczu od grupki skoczków i po cichu się od nich oddaliłyśmy. Zanim zdecydowaliby się w końcu wybrać do tej restauracji, długo by jeszcze trzeba było na nich czekać. Tak przynajmniej zjadłyśmy w spokoju, ale trzeba było wracać do hotelu i jechać na skocznię.

Skoczkowie pakowali swoje manatki do busa.
- Jak mogłyście pójść beze mnie? - oburzył się Karl, kiedy nas dostrzegł.
- Kilka naleśników i z twojej ładnej sylwetki byłyby nici Karluś - przymilała się do niego Sophie. 
- I tak zraniłaś moje serduszko - odpowiedział, robiąc minę smutnego szczeniaczka.
Tylko się zaśmiałyśmy i pobiegłyśmy do naszego pokoju.
Zabrawszy kilka najpotrzebniejszych rzeczy, ponownie wyszłyśmy z hotelu i zajęłyśmy miejsce w busie. 


Sophie chodziła zadowolona po terenie obiektu. Liczyła, że Niemcy pokażą się dzisiaj z jak najlepszej strony. Właśnie zaczynała się seria próbna, a ona musiała udać się do gniazda trenerskiego. Tak więc zostałam jedynie w towarzystwie niemieckich skoczków, którym nie udało się zakwalifikować. 
Seria próbna minęła sprawnie. Byłam zajęta rozmową z Geigerem i Eisenbichlerem, że nawet nie zauważyłam, kiedy cała pięćdziesiątka skoczków zdążyła oddać swoje skoki. 
W przerwie zostałam jednak sama, bo moi towarzysze podążyli do swoich karowych kolegów.
- Możemy chwileczkę porozmawiać Alice? - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się powoli. To on, to znowu on.
- Chyba nie mamy o czym rozmawiać.
- Proszę... Pozwól mi się wytłumaczyć.
- Wytłumaczyć? A z czego? Z tego, że zniszczyłeś moje życie, czy z tego, co zrobiłeś Koflerowi? 
- Wtedy z Lisą do niczego nie doszło. 
- Do niczego nie doszło, tak? To już nie jest moja sprawa. Jesteś... Jesteście dla mnie nikim. Chyba już ci powiedziałam, abyś zapomniał, że kiedykolwiek mnie znałeś. Daj mi spokój i daj spokój Andreasowi. 
- On cię skrzywdzi Alice...
Zaśmiałam się histerycznie. 
- On mnie skrzywdzi? A to dobre... A ty mnie niby nie skrzywdziłeś? Te wszystkie kłamstwa, czułe słówka, wiecznie razem.. Już nie pamiętasz?
- Chociaż bardzo pragnę, ale czasu nie cofnę. Nie przywiązuj się do niego, błagam cię Alice.
- Co cię to obchodzi?! To nie twoja sprawa! 
- A właśnie, że moja! Nie rozumiesz, że ciągle cię kocham? Nigdy nie przestałem. Nawet nie wiesz, jak to jest budzić się codziennie ze świadomością, że już nigdy nie będę miał cię okazji przytulić czy pocałować. Kocham cię, proszę cię... Spróbuj mi to wszystko wybaczyć.
Stałam jak wryta. Ja też ciągle go kochałam, ale po tym wszystkim nie byłabym w stanie mu tego wyznać. To wszystko za bardzo bolało.
- Nic nie powiesz? 
Rozpłakałam się i sama nie wiem, kiedy się do niego przytuliłam. Biło od niego takie ciepło, a od jego perfum kręciło mi się w głowie. 
- Kocham cię i nie chcę żyć bez ciebie - mówił, ciągle trzymając mnie w ramionach.
- Ja tak nie potrafię.. - wyszeptałam cicho, uwalniając się od niego i tak po prostu uciekłam.


Siedziałam na jakiejś ławce, gdzieś za szatniami skoczków, zalewając się łzami.
Nie mazgaj się! Bądź do cholerny silna Alice!
Otarłam łzy rękawem kurtki i byłam gotowa ruszyć z powrotem w poprzednio zajmowane miejsce, kiedy do moich uszu dobiegł głos spikera: „A na belce startowej pojawił się właśnie Andreaaaas Kofleeeeer!”
Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i z powrotem opadłam na ławkę, wybuchając płaczem. Dlaczego to właśnie mi los nie sprzyja? Dlaczego właśnie ja nie mogę być tak po prostu beztrosko szczęśliwa? Zawsze pod górkę…
- Alice… Nie płacz, proszę cię… - usłyszałam czuły szept Manuela. – Jesteś cała rozdygotana i zmarznięta – powiedział, okrywając mnie szalikiem.
- Czy to…
- Tak, to twój szalik. Zostawiłaś go kiedyś u mnie. Teraz stał się czymś na wzór talizmanu, który przypomina mi o tobie.
- Manuel posłuchaj… Nadal nie jesteś mi obojętny pomimo tego, co się stało, ale ja nie potrafię z tobą być. Pożegnajmy się tu i teraz – oznajmiłam, przytulając się do niego.
- Czyli to ma być to pożegnanie? – zapytał.
- Tak – zdjęłam szalik, wciskając go w dłonie Austriaka. – Zapomnij o mnie, a ten szalik… Najlepiej go wyrzuć.
Ominęłam Manuela i skierowałam się w kierunku wyjścia z terenu skoczni.
- Pamiętaj, że i tak zawsze będę na ciebie czekał! - usłyszałam jeszcze za plecami.












_______________________________________________

Ajj... Długa ta przerwa, za długa.
Wybaczcie <3
Koniec roku szkolnego się zbliża, ocenami martwić się już nie muszę,
jest naprawdę dobrze.
Teraz postaram się pisać częściej i nie robić aż takich przerw :)


We wtorek urodzinki naszego kochanego Manuela.
Oczywiście jak najlepsze życzenia dla niego <3




PS. Co byście powiedziały drogie czytelniczki na nowe 
opowiadanie w roli głównej z Morgim?

Oczywiście dopiero po zakończeniu historii Iwony lub Alice :P


CZYTASZ? 
ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD :)