Oberstdorf, 29.12.2013 r.
Szłam bez celu, zalewając się łzami. Myślałam, że kończąc ponownie znajomość z Manuelem poczuję się lepiej, jednak jest coraz gorzej. Opuściłam teren skoczni ponad dwie godziny temu. Zrobiło się już ciemno, a w dodatku okropnie zimno. Pogubiłam się w życiu i chyba także w Oberstdorfie. Mijałam tą ulicę już chyba ze trzy razy. Nic tylko usiąść i jeszcze bardziej się rozpłakać.
Moje myśli wciąż krążyły wokół bruneta. Ciągle go kocham, ale nie mogę się pogodzić z tą jedną jakże wielką rysą w naszej znajomości. Boję się, że nie będę potrafiła mu zaufać, że ponownie mnie zrani.
Stanęłam na krawędzi chodnika, rozglądając się dookoła. Wkroczyłam na jezdnię, a wtedy do moich uszu dotarł przerażający dźwięk samochodowego klaksonu. Poczułam szarpnięcie za kurtkę i wylądowałam na kimś.
- Co ty najlepszego chciałaś zrobić Alice?! - krzyczał Manuel, tuląc mnie do siebie.
- Nic... - wyszeptałam, łkając.
To prawda, nie chciałam się zabić. Śmierć nie byłaby dla mnie dobrym wyjściem. Czas dojrzeć i stawić czoła wszystkiemu.
- Nawet nie powinnaś o tym myśleć! - mówił podniesionym tonem, ciągle trzymając mnie w ramionach.
- Nie chciałam się zabić... Odprowadzisz mnie do hotelu? - zapytałam, ocierając rękawem kurtki mokre od łez policzki.
Skinął głową i delikatnie się uśmiechnął. Zawsze, kiedy się uśmiechał uwidoczniała mu się na nosie śmieszna mała zmarszczka. Tym razem nie mogłam tego dostrzec, ponieważ było zbyt ciemno. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w kierunku hotelu. Nie wyswobodziłam się z jego delikatnego uścisku. Było mi po prostu zimno... I może trochę przyjemnie...
- Czy można kogoś jednocześnie kochać i nienawidzić? - zapytałam, przerywając panującą między nami ciszę.
- Myślę, że tak Alice - odpowiedział po chwili. - Nienawidzi się za coś, ale kocha się pomimo wszystko - dodał, a jego dłoń mocniej zacisnęła się na moim ramieniu.
Gdzieś pomiędzy Oberstdorfem
a Garmisch-Partenkirchen, 30.12.2013 r.
Austriacy śmiali się i rozmawiali na różne tematy. Manuel zajmował miejsce obok Loitzla, ale nawet w najmniejszym stopniu nie interesowało go towarzystwo starszego kolegi. Duże słuchawki na uszach, z których płynęła jego ulubiona muzyka, skutecznie odstraszały pozostałych natrętnych kolegów. Nieustannie wpatrywał się w szybę, ale ze względu na dużą prędkość pojazdu nie dostrzegał za nią prawie nic. Jego głowę zaprzątały wspomnienia poprzedniego dnia. Alice... Nareszcie mógł ją przytulić. Jej dotyk koił zmysły, sprawiał, że spośród czarnych chmur wychodziło słońce, a wszystko wokół stawało się piękniejsze. A kiedy wreszcie wyznał jej, że nadal ją kocha, poczuł jak ogromny kamień spada mu z serca. Z serca, które rwało się do drugiego serca, do serca Alice. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że zbliżenie się do brunetki będzie najtrudniejszym zadaniem, z jakim kiedykolwiek przyszło mu się zmierzyć. Jednak, kiedy przyznała, że ciągle nie jest jej obojętny, jego dusza zaczęła cicho śpiewać. Potem po prostu powiedziała, że ma o niej zapomnieć. Nie chciał tego, nie potrafił i ona dobrze o tym wiedziała. Zapewnił ją tylko jeszcze, że zawsze będzie na nią czekał. Czy to kłamstwo? Nie. Czekał na nią osiem lat, więc jak będzie trzeba poczeka kolejne osiem i kolejne... Jeszcze nigdy w życiu nie był tak zdeterminowany. Wiedział, że nie może odpuścić, kiedy los się do niego uśmiechnął i sprawił, że nareszcie się spotkali.
Do pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni nie zdołał się zakwalifikować, ale czymże był jeden głupi konkurs przy możliwości podziwiania najpiękniejszego skarbu w postaci brunetki? Co prawda ważne było oddawanie regularnych, dobrych skoków, gdyż młodsi i zdolniejsi tylko czekają na jego jedno potknięcie, jedno powinięcie się nogi. Doskonale o tym wiedział, ale walka o miłość stała się ważniejsza.
Kiedy wieczorem ujrzał ją przechodzącą przez jezdnię, a zaledwie kilkanaście metrów dalej pędzący samochód, oszalał. Był wściekły na nią, że w ogóle mogła pomyśleć o wyrządzeniu sobie krzywdy. Nie mógł pozwolić, aby za jego przyczyną ponownie cierpiała. Gwałtownym ruchem pociągnął ją do siebie, aby zaraz potem szczelnie zamknąć ją w swoich ramionach. Pomimo panującego mroku zauważył, że jej śliczne zielone oczy opuchnięte były od płaczu, a kiedy tylko się do niej odezwał, ponownie zalały się łzami. W drodze do hotelu zadała mu tylko jedno jedyne pytanie, dzięki któremu uwierzył, że jeszcze nic nie jest stracone.
* * *
- All I ever wanted was to see you're smileing. All I ever wanted was to make you mineeeeeee... I know that I love youuuuu, oh baby why don't you seeeeeee... That all I ever wanted was youuuuuu and meeeeee... - wrzeszczeli na cały bus Wank i Wellinger. Wszyscy płakali ze śmiechu. Tylko trener był niewzruszony występem swoich podopiecznych, gdyż smacznie sobie spał ze stoperami w uszach.
- Stop! Stop! Zmieniamy repertuar! - krzyknął młodszy Andreas i zaczął po cichu naradzać się ze starszym. Wank momentalnie wyjął komórkę z kieszeni i zaczął czegoś w niej poszukiwać. Po chwili bus wypełnił się mocnym brzmieniem.- Die Entscheidung ist gefalleeeeen, die Ladung in mir tickt, tickt... Nichts wird mehr wie früher sein, zum Glück bin ich verrüuuuuckt... - ponownie zaczęli wycierać się naśladując Alexxa z Eisbrecher. Dodatkowo obydwaj udawali, że grają na gitarach. Całość wyglądała komicznie. Już od długiego czasu się tak nie śmiałam.
- Wyłączylibyście to, bo nawet spać się nie da - powiedział trener, ziewając, po czym wrócił do zajmowanej wcześniej pozycji i z powrotem wetknął do uszu stopery.
Wank ponownie zaczął czegoś poszukiwać w telefonie, z którego zaczął płynąć mundialowy przebój.
- Tsamina minaaaa eh eh... Waka waka eh eh... Tsamina minaaaa zangalewaa... This time for Africaaaaaaa... - zaczął Wellinger, ale zaraz przyłączyli się do niego Wank z Krausem i Geigerem, próbując zatańczyć jak Shakira. Naprawdę doborowe towarzystwo na podróż! Nie zauważyłam nawet, kiedy bus zatrzymał się przed hotelem w Ga-Pa.
Chłopaki nadal byli w trakcie swojego koncertu, już po raz siódmy śpiewali "Waka waka", kalecząc język niemiłosiernie. Obok nas zaparkowali Polacy, a widząc i słysząc poczynania Niemców zaczęli do nas machać, śmiejąc się.
- Kończyć te wycia i zabierać szanowne cztery litery! - ogłosił głośno trener, którego przed momentem obudził kierowca. Chłopaki posłali mu zawistne spojrzenia, ale posłusznie wyszli z pojazdu, zabierając swoje rzeczy i skierowali się do hotelu.
- Niezły ten hotel - powiedziałam, odkładając walizkę i usiadłam na jednym z idealnie posłanych łóżek. Zaczęłam rozglądać się po naszym pokoju. Beżowe ściany ozdobione licznymi pejzażami Alp, dwa prze wygodne łóżka, mała sofa z tapicerką o mahoniowym kolorze i dwa pasujące do niej fotele, a także niewielki stolik, na przeciwko którego swoje miejsce znalazł duży telewizor. Ale jeszcze przecież łazienka...
- Niezły? Chyba najlepszy w Ga-Pa nam się trafił! - zafascynowała się Sophie.
- A nie przypadkiem jedyny? - rzuciłam z przekąsem, ale przyjaciółka zajęła się wypakowywaniem kilku niezbędnych rzeczy i nic na to nie odpowiedziała. Ja również poszłam jej śladem i wyjęłam z walizki kilka czystych ubrań, aby odświeżyć się po podróży. Szłam już w kierunku łazienki, kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Podeszłam, otwierając je, a moim oczom ukazało się wspaniałe trio: Wank, Wellinger i Kraus. Bez słowa weszli do pokoju, rozsiadając się na łóżku, moim łóżku w dodatku!
- Jasne, proszę... - burknęłam pod nosem.
- Wdechowy basen tutaj mają! - odezwał się jako pierwszy Kraus.
- No i idziemy popływać... - zabrał głos starszy z Andreasów.
- A wy z nami! - dodał Wellinger i z zachwytem klasnął w dłonie. Jeszcze brakowało, żeby zaczął wrzeszczeć: "Hura! Jaaa!", tak jak ta dziewczynka w tym serialu, który zawsze oglądała Lea - dwunastoletnia kuzynka Sophie, kiedy tylko przesiadywała w naszym mieszkaniu.
- Hmmm - zamyśliła się chwile Sophie. - To dobry pomysł - odpowiedziała i zaczęła poszukiwać stroju kąpielowego. - A ty co tak stoisz Ally? Wyciągaj strój!
- Nie mam... - odpowiedziałam, podpierając się w boku jedną ręką, a drugą drapiąc się po karku.
- Nie masz? Jak to nie masz? Przecież zapakowałaś.
- No ale wyjęłam... - powiedziałam niepewnie, czekając na reakcję przyjaciółki. Westchnęła tylko głośno, ponownie zwracając się do mnie.
- Ciesz się, że masz mnie Ally - powiedziała dumnie, puszczając mi "oczko". - Widzimy się za 10 minut na dole chłopaki - zwróciła się do nich, a oni grzecznie opuścili nasz pokój. Ponownie zaczęła przeczesywać walizkę. Po kilku sekundach wyjęła z niej dwuczęściowy strój kąpielowy w kolorze różowym. - To dla ciebie.
- Chyba nie myślisz, że ja to założę?!
- No co? Rozmiar powinien pasować.
- Ale... - jęknęłam.
- Ale co?
- Ale to jest różowe! Dobrze wiesz, że nienawidzę różowego!
- Nie masz innego wyjścia moja droga... Zakładaj! - powiedziała, wytykając język w moją stronę. Naburmuszona ruszyłam do łazienki, aby się przebrać. Strój pasował idealnie, tylko ten jego kolor... Ugh! Okryłam się szlafrokiem, zabrałam ręcznik i razem z gotową już Sophie ruszyłyśmy w kierunku basenu.
Basen znajdował się w drugim skrzydle budynku, a poinformował nas o tym bardzo miły pan w recepcji. Osobiście wolałabym tam zostać i uciąć sobie z nim jakąś nudną pogawędkę, ale Sophie była nieugięta w tym temacie.
- Zebrało ci się na flirtowanie? - zapytała.
- A wiesz, że on mi trochę przypomina Christiana? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Te same skośne brązowe oczka? - zaśmiała się, przez co oberwała ode mnie w ramię. - Auuuuć!
- Nie chcę ci przypominać, kto nas zeswatał...
- Ok, poddaję się! - podniosła ręce na znak bezradności. Przy drzwiach czekał na nas Severin. Otworzył je przed nami i wpuścił nas przodem jak prawdziwy dżentelmen. Mój wzrok od razu spoczął na wygłupiających się Niemcach. Dopiero za sprawą Sophie zauważyłam Austriaków. Cudownie!
- Nie zwracaj na niego uwagi - szepnęła mi na uchu przyjaciółka.
- O Boże... - jęknęłam cicho. Moją uwagę przykuł Kofler, który wychodził z wody. - To co, wskakujemy do wody? - zapytałam z udawanym optymizmem. Sophie pokiwała tylko twierdząco głową. Zdjęłyśmy szlafroki, kładąc je na jednym z leżaków ustawionych pod ścianą i zanurzyłyśmy się w wodzie. Co prawda nie miałam szczególnej ochoty pokazywać się w tym różowym czymś, ale w obecnej chwili wolałam nie napotykać wzroku Manuela bądź Andreasa.
- Od kiedy lubisz różowy? Przecież nigdy go nienawidziłaś - usłyszałam za sobą, kiedy opierałam się o barierkę, pijąc sok wiśniowy. Uśmiechnęłam się mimowolnie, odstawiłam szklankę i odwróciłam się do niego.
- Pamiętałeś? - zapytałam, uśmiechając się.
- Oczywiście. A pamiętasz wakacje w Trieście?
Czy pamiętam? Ba! Spędziliśmy wtedy pół dnia w samochodzie, a kiedy już przyjechaliśmy do Triestu okazało się, że pokój, który Manuel wynajął w jednym z pensjonatów jest zajęty i nijak nie mogliśmy się dogadać z właścicielką. Słabo rozumiała po angielsku, a o niemieckim nie było mowy. Na szczęście pojawiła się jej córka i udało nam się dojść do porozumienia. Dwa tygodnie spędzone w tym włoskim miasteczku bardzo miło wspominam.
- Wolałabym nie pamiętać o tym, jak uczyłam się pływać - odpowiedziałam.
- Zachowywałaś się wtedy, jak taka mała zagubiona kaczka - zaśmiał się.
- Kaczka? Sam jesteś kaczka!
- Kaczka nie kaczka, ale pływać cię nauczyłem - powiedział dumnie.
* * *
Siedział na brzegu basenu, przyglądając się rozmawiającym Alice i Manuelowi. Brunetka uśmiechała się promiennie, a będąc w tym różowym stroju kąpielowym, Andreas nie mógł oderwać od niej wzroku. Była taka piękna... Podsuwając Manuelowi propozycję tej głupiej umowy, nie przewidział, że ta dziewczyna tak bardzo zawładnie jego umysłem. To miała być zwykła przysługa dla kumpla, a przy okazji chwila przyjemności dla niego. Jednak wszystko tak diametralnie się zmieniło. Już nie grali do jednej bramki. Teraz stali się przeciwnikami i wydawać by się mogło, że to Fettner jest na straconej pozycji, ale w związku z próbą zbliżenia to chyba Andreas spadł o jedno oczko w tej rywalizacji. Liczył na to, że Alice nie będzie w stanie nawet pomyśleć o jego młodszym kadrowym koledze, ale najwyraźniej chyba się mylił. Rozmawiali o czymś już od dłużej chwili, jednak był zbyt daleko, aby cokolwiek usłyszeć. Fettner chwilowo plasował się wyżej w relacji z Alice niż on, ale przecież Kofler nie mógł tego tak zostawić. Nadal wierzył, że to on ma większą szansę. Przecież to właśnie on miał czyste konto nieskażone żadnymi bolesnymi dla brunetki wspomnieniami. Kiedy do jego uszu dotarł perlisty śmiech dziewczyny, nie wytrzymał. Mimowolnie zacisnął dłonie w pięści, a na jego twarz wkradło się mordercze spojrzenia. Owszem, chciał aby była szczęśliwa, ale nie w towarzystwie Fettnera.
- Stary, ogarnij się... - powiedział łagodnie Gregor.
- O co ci chodzi? - zapytał, rozluźniając powoli zaciśnięte pięści.
- Gdybyś mógł to byś go wzrokiem zabij - odpowiedział Wolfi, na co szatyn pokiwał głową.
- Właśnie - dołączył się Morgi. - Manu się stara... Chciałby jej wynagrodzić to, co zrobił.
- Czy ty siebie słyszysz Thomas? Jak można wynagrodzić komuś zdradę? Czy ty wynagrodziłeś Christinie to, że bzyknąłeś sobie fizjoterapeutkę? - zapytał z goryczą Andreas.
- Nie mówimy teraz o Morgim, tylko o tobie Andi - stanął w obronie młodszego kolegi Loitzl, widząc jak zbiera się w nim złość.
- Powinieneś go jakoś wspierać, a nie szukać sposobu na poderwanie jego dziewczyny - zabrał głos ponownie Gregor.
- To chyba wy powinniście przestać zajmować się głupotami i zabrać się za skoki, bo młodzi już ostrzą sobie pazurki na wasze ciepłe posadki - powiedział Andreas, wskazując ruchem na odbijających piłkę w wodzie Krafta, Hayboecka i Dietharta, po czym wstał i ruszył ku wyjściu z pomieszczenia.
___________________________________________________________
Miało być szybciej, ale dopadła mnie depresja końcowo-gimnazjalna.
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to coś wyżej. Ale cóż ja biedna mogłam zrobić,
jak tylko na takie coś było mnie na chwilę obecną stać?
Kusi mnie strasznie żeby dodać już pierwszy rozdział opowiadania z Morgim,
ale obiecałam sobie, że dokończę chociaż jedno z opowiadań
i dopiero wtedy pojawi się kolejna historia, ale nie wiem ile wytrzymam :P
Dziękuje za wszystkie miłe komentarze :)
To naprawdę ogromna motywacja dla mnie :)