niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 2: "W każdym życiu są rozdziały, do których wraca się rzadko i nigdy nie mówi się o nich na głos..."


Stałam jak wryta i nie potrafiłam się ruszyć. Wspomnienia wróciły do mnie jak bumerang. Było za późno na jakiekolwiek ruchy, musiałam po prostu odwrócić się do niego i pokazać, że zapomniałam o nim, że jestem silna i nic, ani nikt tego nie zmieni. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w jego stronę. Zagryzłam nerwowo wargę, aby się nie rozpłakać. Pokaż mu, że jesteś silna Alice! Osiem lat go nie widziałam. Zmienił się. Mogłabym powiedzieć, że zmężniał, spoważniał. Jego oczy już nie mają takiego blasku jak kiedyś.
- Cześć Manuel... - powiedziałam, a raczej cicho szepnęłam. Pomimo tego, jak okropnie się zachował, burząc mój mały idealny świat, miałam ochotę mocno go przytulić i potraktować tamtą sytuację jako kiepski żart. Nie potrafiłam określić moich uczuć. Szczerze go nienawidziłam za to, co zrobił, ale gdzieś na dnie serce spoczywały resztki miłości do niego.
- Co się... - zaczął, ale przerwał mu Marinus, który do nas dołączył.
- Tutaj jesteś kochanie! Wszędzie cię szukam. - powiedział, po czym złożył na moich ustach pocałunek. Początkowo byłam mocno zszokowana, ale po chwili odwzajemniłam gest. W myślach dziękowałam mu za to. I tak nic lepszego bym nie wymyśliła, aby chociaż na chwilę uwolnić się od przeszłości.
- To może ja wam nie będę przeszkadzał. Porozmawiamy innym razem.
- Na pewno. - powiedziałam do Austriaka, po czym odszedł od nas. - Co to miało być? - tym razem zwróciłam się do Krausa.
- Po prostu Sophie mówiła, abyśmy cię trzymali z dala od niego, zobaczyłem was razem i interweniowałem. Jeśli naprawdę przeszkodziłem to bardzo cię przepraszam.
- W zasadzie powinnam ci podziękować. Nie wiem jakbym mogłam uwolnić się od rozmowy z nim.
- Powiesz mi, co się między wami wydarzyło?
- W każdym życiu są rozdziały, do których wraca się rzadko i nigdy nie mówi się o nich na głos... Może innym razem. Chodźmy lepiej do Sophie.
Ruszyliśmy w kierunku mojej przyjaciółki. Marinus wciąż mnie obejmował dla zachowania pozorów przed Manuelem.
- Co się stało Ally? - zapytała Sophie, kiedy się spotkałyśmy.
- Nie.. Nic... Tylko ten... Spotkałam go.
- Marinus! Pozwól na słówko. - rzuciła w jego stronę gniewne spojrzenie.
- Zostaw go Sophie, wiem o wszystkim, zachował się rycersko, naprawdę mi pomógł. - stanęłam w obronie Niemca, siląc się na uśmiech.
- Zaraz skończą się kwalifikacje... Swoją drogą to trochę ci zajęło dotarcie tutaj.
- A tak jakoś wyszło.

Po powrocie do hotelu ponownie zostałam sama. Sophie popędziła na spotkanie ze sztabem. Mieli robić jakieś analizy, czy coś. Nie wiem, nie znam się na tym. Ciągle się zastanawiam, jak ona się w tym wszystkim łapie. Ja bym chyba nie dała rady. 




Wyszłam na spacer. Jak wrócisz to zadzwoń.
A.


Zostawiłam kartkę na stoliku, zabrałam kurtkę i telefon  i wyszłam z pokoju. Nie mogłam tam siedzieć bezczynnie i myśleć. Cały czas miałam w głowie Manuela i nasze spotkanie. Zachowywał się tak jakby po latach spotkał dawną przyjaciółkę, której w żaden sposób nie skrzywdził. Czy mógł być aż do tego stopnia perfidny? 
Zjechałam windą na dół i ruszyłam w stronę wyjścia z hotelu, mijając po drodze Karla. Nie był na spotkaniu? Dziwne. Odsunęłam od siebie myśli o Geigerze i szłam dalej w stronę drzwi. Miałam cichą nadzieję, że nie spotkam brązowookiego Austriaka. Nawet nie zauważyłam, kiedy z impetem się z kimś zderzyłam i upadliśmy na ziemię. Podniosłam powoli na niego wzrok. Jak się okazało przygniatałam swoim ciałem jakiegoś faceta. W jego oliwkowych, a wręcz wpadających w brąz oczach dostrzegłam coś dziwnego, niespotykanego. Emanowało od niego takie ciepło, spokój.
- Nie żeby coś... Całkiem przyjemnie jak tak na mnie leżysz, ale czy mogłabyś wstać? - zapytał i uśmiechnął się. Już miałam wstać bez słowa, kiedy moje oczy przykuła jego czapka z logiem Mannera. - Ekhem...
Wstałam ostrożnie i podałam mu rękę. Skorzystał z pomocy.
- Przepraszam... Ja... To znaczy... Zamyśliłam się i... Ee... Nie zauważyłam cię. - z trudem udało mi się sklecić jakieś krótkie wytłumaczenie. 
- Nic nie szkodzi. Możesz częściej tak mnie nie zauważać, nie miałbym nic przeciwko. - na jego ustach pojawił się cwany uśmieszek. - Czy myśmy się aby kiedyś nie spotkali? 
Drugi taki tekst w niespełna dwa dni! Nieźle ci idzie Alice!
- Nie przypominam sobie. Jeszcze raz przepraszam. - odpowiedziałam i odeszłam.
- A może wybrałabyś się ze mną na kawę? - usłyszałam jeszcze za sobą.


- Jesteś z Oberstdorfu? - zapytał Andreas. Tak... Poszłam na kawę z brunetem o hipnotyzującym spojrzeniu, którego poznałam jakieś... 15... Nie! 18 minut temu! Wcześniej nigdy bym nie przystała na taką propozycję, a w szczególności od kogoś, kogo spotkałam przypadkowo i jeszcze staranowałam. Naprawdę czułam się tak beztrosko, ale i bezpiecznie w jego towarzystwie, jakbyśmy się znali od lat. 
- Właściwie to jestem tutaj przejazdem. Przyjechałam obejrzeć jutrzejszy konkurs skoków. 
- Błagam cię, powiedz tylko, że nie jesteś jedną z tych szalonych fanek. 
Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Ty mnie nie kojarzysz? - zapytał całkiem poważnie.
- Nie... Chociaż... Właściwie to jesteś podobny do dziadka mojej przyjaciółki... 
- No bardzo śmieszne. 
- Domyśliłam się, że jesteś skoczkiem, zdradziła cię czapka, ale nie martw się, nie przywiążę cię do krzesła, w szafie też nie zamknę, na gwałt z mojej strony też nie masz co liczyć.
- To ostatnie nie jest chyba aż takim złym pomysłem. - uśmiechnął się cwaniacko. 
- Jesteś niemożliwy!
- To skąd właściwie jesteś? - zmienił temat mój towarzysz.
- Mieszkam w Monachium, ale prawdę mówiąc pochodzę z Innsbrucka. 
- Oo... Coś nas łączy. Też jestem z Innsbrucka.
- Austria team?
Pokiwał twierdząco głową. Przeklęci skoczkowie! Przeklęci austriaccy skoczkowie! To jakieś fatum? 
- Dlaczego wyjechałaś z Austrii? 
- To długa historia, może kiedyś ci ją opowiem.
- Jutro jedziemy już do Ga-Pa, więc nie masz za wiele czasu...
- A kto ci powiedział, że się tam nie spotkamy?
- A spotkamy się?
- Jeśli zasłużysz. - puściłam mu oczko.
Poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam telefon.
- Przepraszam, ale muszę odebrać. - zwróciłam się do Andreasa.
- Jasne.

- Tak Sophie?
- Już jestem wolna Ally, gdzie jesteś?
- Jestem na kawie z... Ze znajomym.
- Błagam cię... Nie mów, że z nim!
- Nie, spokojnie. Zaraz będę. Do zobaczenia. 

Zakończyłam połączenie i schowałam telefon do kieszeni.
- Będę musiała już iść. Naprawdę miło było cię poznać.
- Poczekaj... Idę z tobą. W końcu muszę jakoś zasłużyć na spotkanie w Ga-Pa.
Założyłam kurtkę, Andreas uregulował rachunek i wyszliśmy z kawiarni. Na zewnątrz panował już mrok i padał drobny śnieg.
- Przyjechałaś tutaj z koleżanką? - zapytał brunet, kiedy szliśmy do hotelu.
- Tak. Jest asystentką Schustera. 
- Sophie Zeilinger?
- Widzę, że ją znasz.
- Kojarzę... Ciężko nie kojarzyć ładnych kobiet z jakichkolwiek sztabów. Za wiele ich tu nie ma.
- I jeszcze jej nie oczarowałeś? - zapytałam, powstrzymując atak śmiechu.
- Wolę brunetki.
No tak... Sophie jest blondynką! Dłużej już nie hamowałam śmiechu. Andreas patrzył na mnie chwilę zdziwiony, aż sam zaczął się śmiać. Nagle straciłam powód do radości, poślizgnęłam się na pokrytym lodem chodniku i upadłam. Mojego towarzysza humor niestety nie opuszczał.
- Mógłbyś przestać się śmiać i mi pomóc? - zapytałam wściekła. Podał mi dłoń. Wykorzystałam moment i z całej siły pociągnęłam go tak, że upadł. Usiadłam na nim okrakiem, wzięłam do dłoni trochę śniegu i zaczęłam go nim nacierać. - To za naśmiewanie się ze mnie!
Nie przewidziałam jednak, że Andreas jest silniejszy. Głupia ja! Teraz to on stał się oprawcą, a ja byłam cała ze śniegu.
- Nie trzeba było z mną zaczynać Alice.
- Jeszcze się odpłacę, aż ci w pięty pójdzie! 
- Andi?! Andi Kofler?! Aaa! - usłyszeliśmy z oddali pisk kilku dziewczyn. Z trudem wstaliśmy i szybko wbiegliśmy do hotelu. 
- Ufff... Dziękuje ci.
- Nie mów, że ci się nie podoba jak tak za tobą szaleją te dziewczyny.
- Pochlebia mi to, co prawda, ale mam tego trochę dość. 
- Biedny Andi. - powiedziałam, po czym pocałowałam go w policzek - Do zobaczenia.
- W razie czego szukaj mnie w pokoju 156.

Wróciłam do pokoju. Sophie zajęta była czytaniem jakiejś książki, oderwała się jednak od lektury, kiedy mnie ujrzała. 
- Boże Ally! Jesteś cała mokra! Gdzie ty byłaś?
- Takie bliższe spotkanie ze śniegiem.
Wyjęłam suche ubrania z walizki i poszłam do łazienki. Wzięłam ciepłą kąpiel, wysuszyłam włosy i wróciłam do przyjaciółki.
- Powiesz mi, co to za znajomy? Nie wiedziałam, że znasz kogoś w Oberstdorfie. 
- Bo nie znam. - odpowiedziałam - Spotkałam Andreasa przypadkiem i poszliśmy na kawę.
- Nie rozumiem...
- Echh... Jak wychodziłam na spacer to przypadkowo wpadałam na Andreasa i tak jakoś wyszło, że poszliśmy na kawę.
- Ale, że razem? - zapytała zaskoczona.
- No tak. Czy to coś złego?
- Nie, ale jakoś nigdy nie byłaś zwolenniczką takich szybkich znajomości... Co to za Andreas? - dodała po chwili.
- Andreas Kofler. 
- Kofler?! Ten skoczek? - pokiwałam twierdząco głową. No proszę cię Sophie! Nie udawaj takiej zaskoczonej.
- To będziemy się tak rozczulać nad tym przystojnym Austriakiem czy wyskoczymy gdzieś? 
- To może gdzieś potańczyć?
- No chyba sobie żartujesz.. Nie ma mowy! Jutro jest konkurs przecież.
- No i co z tego?
- Potem będziesz narzekać, że jesteś zmęczona i w ogóle. 
- No może chociaż jakiś spacer mamusiu? 
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Podeszłam i otworzyłam, a moim oczom ukazał się nie kto inny, jak Freund.
- Cześć dziewczyny. Może miałybyście ochotę wybrać się gdzieś na miasto?
Dobrze wiedziałam, że chodzi mu wyłącznie o Sophie. Wyraźnie mają się ku sobie. Tylko dlaczego ona nic nie mówiła? 
- Beze mnie. Jestem padnięta. - ziewnęłam na znak słuszności swoich słów. 
- Na pewno? - zapytał skoczek.
- Tak... Bawcie się dobrze. - odpowiedziałam, posyłając przyjaciółce szatański uśmieszek. Założyła kurtkę i wyszli. 
Znów zostałam sama. Jakie tu by sobie znaleźć zajęcie? Godzina była jeszcze młoda, a do głowy przychodziło mi wyłącznie odwiedzenie pokoju 156.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do windy. To będzie chyba na piątym piętrze! Nie myliłam się. Pokój Austriaka znajdował się prawie na końcu korytarza. Zapukałam ostrożnie. Po chwili w drzwiach stanął Manuel. Co do cholery?!
- Wejdź Alice. - odsunął się, umożliwiając mi wejście do pomieszczenia. 
- Właściwie to ja... Ja przyszłam do Andreasa. 
- To ty jesteś tą śliczną brunetką, którą dzisiaj poznał? - nie odpowiedziałam - Chyba nieźle go wzięło. Od kiedy wrócił cały czas o tobie mówił.
- Tak? - zapytałam zdumiona.
- Normalnie jak nakręcony. Jak poznał Mirjam zachowywał się tak samo, ale szybko mu przeszło. Zresztą tak jak i z poprzednimi. A co tam u twojego chłopaka?
- Mojego chłopaka? - wciąż byłam w lekkim szoku. Po co on mi to wszystko mówił?
- No Krausa.
- Marinusa... Aaa! Idealnie! 
- Powiedziałaś Kofi'emu, że masz chłopaka czy zamierzasz grać na dwa fronty? 
Nie wiem jak to się stało, ale moja dłoń momentalnie wylądowała na jego policzku. Co za pieprzony dupek!
- Nie masz prawa się tak do mnie odzywać! Kim ty jesteś w ogóle? Już nie pamiętasz, co było kilka lat temu? Jak bez żadnych skrupułów zdradziłeś mnie z moją najlepszą przyjaciółką? Jak przez ciebie omal się nie zabiłam? A potem tak jak gdyby nigdy nic oboje zjawiliście się w szpitalu, tak po prostu. Jeszcze to przypadkowe spotkanie na skoczni i ta udawana scenka przyjaźni, jak gdyby w przeszłości nic się pomiędzy nami nie wydarzyło. Nienawidzę cię! Jesteś dla mnie nikim! Wolałam, aby wtedy ten facet zrobił mi krzywdę. Wszystko byłoby lepsze niż jakiekolwiek uczucie do ciebie! Zapomnij, że kiedykolwiek znałeś kogoś takiego jak Alice Weißenberg! 
Wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Już nie mogłam dłużej udawać silnej, dałam upust emocjom i zaczęłam płakać. Po drodze spotkałam Andreasa. Nie pytał o powód mojej rozsypki, po prostu mocno mnie przytulił.








___________________________________________________

Teraz pewnie Manuel jeszcze bardziej stracił w Waszych oczach.
Nie miało to tak wyjść :P

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Siedziałam nad nim długo, za długo,
za co bardzo przepraszam.



62 dni do LPK, 82 do LGP... To tak długo :(


CZYTASZ?  ZOSTAW ŚLAD PO SOBIE :)