czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 6: "A może ty w ciąży jesteś?"


Innsbruck, 02.01.2014 r.

A więc Innsbruck... Tu wszystko się zaczęło i praktycznie tu wszystko się skończyło...
Bus reprezentacji Niemiec zatrzymał się przed hotelem Zillertal. Wysiadłam i zabrawszy swoje rzeczy, udałam się razem z Sophie do środka. Trener Schuster rozdał nam klucze, więc czym prędzej pobiegłyśmy do naszego pokoju.
- Strasznie blada jesteś. Dobrze się czujesz? - zapytałam, widząc jak Sophie od razu po zdjęciu kurtki kładzie się na łóżko.
- Chyba się czymś zatrułam... - odpowiedziała.
- Czy to aby nie trzyma cię tak po sylwestrze? 
- No coś ty... Wypiłam tylko jednego drinka.
- Wychodzę na spacer. Dasz sobie radę? Mów, a zostanę z tobą.
- Jeszcze nie umieram Ally - zaśmiała się. - Ale jakby coś to zadzwonię. 
Ucałowałam ją w policzek i wyszłam z pokoju.

Szłam przed siebie, napawając się pięknem miasteczka, a wiatr rozwiewał na wszystkie strony moje włosy. Przez te lata tak wszystko się tutaj zmieniło. Szare kamienice zyskały nowe życie, a te, które przed laty zachwycały pięknością, zaczęły niszczeć, a wokół okien pojawiały się wyraźne pęknięcia. Czułam do siebie żal, że tak dawno mnie tutaj nie było, bo właśnie w tym tyrolskim miasteczku mogłam naprawdę poczuć, że żyję. Ale jak mogłam tutaj żyć, mając świadomość tego, co się stało? Jak mogłam żyć, będąc blisko osób, które tak bardzo mnie zraniły?
Starówka. Nogi same mnie tam poniosły. Przystanęłam na chwilę, przymykając oczy. Czułam pod powiekami zbierające się łzy. Kochasz to miejsce Alice... Bądź silna! Ciesz się chwilą.
Otworzyłam oczy, poprawiłam niesfornie opadający na twarz kosmyk włosów i rozejrzałam się dookoła. Widok Alp zachwycał wszystkich. Zarówno mieszkańców, jak i turystów chętnie odwiedzających to miasto. 
Do moich nozdrzy dotarł zapach cynamonu i jabłek. Spojrzałam w lewo i ujrzałam duży napis "Rossa Caffe". Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do lokalu, który niegdyś serwował najlepszą szarlotkę w całym Innsbrucku. Nic się tutaj nie zmieniło. Te same kolory ścian i mebli, kącik dla dzieci, nawet ten sam dzwoneczek nad drzwiami informujący o przybyciu gości. Zdjęłam kurtkę, wieszając ją na wieszaku i usiadłam za stolikiem przy oknie. Przed laty zawsze tu przychodziłam po szkole. Nieraz przesiadywałyśmy tu z Lisą całe zimowe popołudnia. 
- Dzień dobry. Co podać? - zapytała kelnerka. 
- Dzień dobry. Poproszę kawę z mlekiem i szarlotkę - odpowiedziałam i zaczęłam wodzić wzrokiem po kawiarni. Mój wzrok zatrzymał się na zgrabnej szatynce kucającej przy kilkuletnim ciemnowłosym chłopcu. Wydawała mi się znajoma, a kiedy odwróciła się w moją stronę, nie miałam już żadnych wątpliwości. To była Lisa, Lisa Scheirich. Przyglądała mi się przez chwilę, a potem posłała w moją stronę nieśmiały uśmiech. Zmieniła się. Jej twarz wyglądała na przemęczoną, a zielone oczy straciły dawny blask. Z zamyślenia wyrwał mnie głos kelnerki, która przyniosła moje zamówienie.
Wzięłam kawałek ciasta do ust. Było przepyszne. Smakowało dokładnie tak jak kiedyś.
- Witaj Alice - usłyszałam niepewny głos szatynki, która usiadła naprzeciw mnie. Uśmiechnęłam się krzywo, oblizując łyżeczkę i odłożyłam ją na talerzyk. - Popatrz... Ile to już lat...
- Ile lat od czego? Od moich dziewiętnastych urodzin, kiedy bez żadnych skrupułów zaciągnęłaś do łóżka mojego chłopaka?
- Alice, proszę, porozmawiaj ze mną.
- Mamy o czym? Chcesz zapytać, czy kogoś mam? Może znowu byś mi go odbiła, udając moją najlepszą przyjaciółkę, co?
- Rozumiem, że jesteś na mnie wściekła. Masz do tego prawo, ale pozwól mi cię przeprosić... Przynajmniej pozwól mi spróbować.
Nie odpowiedziałam. Spojrzałam tylko na nią przelotnie i wzięłam łyk kawy. 
- Wtedy nie doszło do niczego więcej... Ja wiem, że to nie jest wytłumaczenie, ale to prawda. Nie wiem jak to się stało, nie chciałam tego... - mówiła z zaszklonymi oczami. - Byłam pijana, dzień wcześniej rzucił mnie Patrick... Ja naprawdę nie wiem jak to się stało. Nie chciałam tego, nie chciałam stracić jedynej przyjaciółki - powiedziała i na dobre się rozpłakała.
Chwyciłam ją delikatnie za dłoń, która spoczywała na stoliku. 
- Nie możesz pokutować całe życie... Nadal mam do ciebie żal, ale muszę, obydwie musimy zacząć żyć normalnie. To było kiedyś, w innym życiu - uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco. 
- Wiem, że nie będziemy znowu przyjaciółkami, ale nie chcę tracić z tobą kontaktu. Dopiero, kiedy wyjechałaś do Niemiec, zrozumiałam, że oprócz ciebie tak właściwie nie mam nikogo. Nawet nie wiesz jak cholernie było mi ciężko - przyznała, spoglądając na kącik dla dzieci.
- Czy... Czy to twój syn?
- Tak - odpowiedziała. - To Matthäus. Ma prawie sześć lat. 
- Przepraszam, że pytam, ale kto jest jego ojcem? 
- Bastiana poznałam kiedyś w klubie. Zaczęliśmy się spotykać i tak wyszło, że wpadliśmy. Myślałam, że mnie zostawi, ale on ucieszył się, że będziemy mieli dziecko. Sielanka, co nie? - uśmiechnęła się ponuro. - Jak byłam w połowie ósmego miesiąca, on zmarł. Zaćpał się, dasz wiarę? Nie wiedziałam, że bierze. To wszystko spadło na mnie tak nagle. Matthäus urodził się za wcześnie.
- Przynajmniej masz kogoś... - powiedziałam, wskazując na bawiącego się chłopczyka. Lisa przymknęła powieki.
- Matthäus jest chory. Ma zespół Di George’a.
- Zespół Di George’a? Co to jest? - zapytałam, bo nigdy nie słyszałam o takiej chorobie.
- To poważna choroba genetyczna. Przez nią jego serce i nerki nie pracują prawidłowo. Ma problemy z koncentracją. Nauczył się mówić dopiero jak skończył cztery lata. Bardzo często łapie wszelakie infekcje. Jest naprawdę ciężko. Manuel mi ogromnie pomaga. 
- Manuel? - zdziwiłam się.
- Tak. W dużym stopniu stara się finansować leczenie Matthäusa. Opłaca turnusy rehabilitacyjne. Ta choroba przyczynia się też do reumatoidalnego zapalenia stawów. Manu obecnie jest moim jedynym przyjacielem. Na niego i na rodziców zawsze mogę liczyć.
Spojrzałam na chłopca. W zasadzie niczym nie różnił się od innych brzdąców bawiących się obok niego. Był może trochę mniej ruchliwy, wydawał się spokojniejszy. Ponownie przeniosłam wzrok na Lisę. Ukradkiem wycierała łzy spływające po policzkach. 
-Ja... Ja nie wiedziałam... - wydukałam z siebie, nie wiedząc co powiedzieć. 
Poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej. Było mi jej żal. Życie spłatało jej figla. Moje życie w porównaniu z jej to sielanka. Błądzę pomiędzy uczuciem do Manuela a czymś, co mogłabym poczuć do Andreasa. Cały czas oglądam się w tył, nie zważając na to, co dzieje się teraz. Przez lata roztrząsam tą głupią sytuację. Ludzie się zmieniają, świat się zmienia, a ja nadal czuję ogromny żal, a zarazem i obrzydzenie na wspomnienie o tym, co się stało. Czas zakończyć tamten rozdział.
- A ty właściwie co robisz w Innsbrucku? Przyjechałaś do rodziny? - zapytała.
- Nie. Moja koleżanka pracuje w niemieckiej kadrze skoczków i zaproponowała mi wyjazd na Turniej Czterech Skoczni.
- Pewnie spotkałaś się z...
- Tak, spotkałam się z Manuelem. 
- Nadal...
- Tak, nadal go kocham - przerwałam dawnej przyjaciółce.
- Wiesz, że... Nie, chyba nie powinnam o tym mówić.
- Jak zaczęłaś to dokończ Lis - nalegałam. Zdrobnienie, którego użyłam, spowodowało lekkie zdziwienie na jej twarzy.
- Po tym, co się stało, ty wyjechałaś do Monachium, a ja odsunęłam się od Manuela i przez jakiś czas naprawdę nie miałam pojęcia, co się z nim działo. Kiedyś spotkałam jego brata Nicolasa i powiedział mi, że... Że Manuel przedawkował heroinę. Szybko zawieźli go do szpitala, więc na szczęście nic poważnego się nie stało. Nikt o tym nie wie Alice. Tylko jego rodzice i bracia, teraz też ty.
Byłam zdruzgotana. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego nic mi nie powiedział?
- Wiesz Alice, my się już będziemy zbierać - powiedziała Lisa, spoglądając na zegarek. - Mamy za chwilę wizytę u lekarza w tej przychodni obok.
Wygrzebałam w torebce skrawek kartki i napisałam na niej swój numer.
- Ja też nie chcę tracić kontaktu. Z Innsbrucka wyjeżdżam w sobotę po konkursie. Zadzwoń, może się jeszcze spotkamy? - podałam szatynce kartkę ze swoim numerem.
- To wiele dla mnie znaczy Alice - uśmiechnęła się do mnie serdecznie. Wstałam, założyłam kurtkę i uregulowałam rachunek.
- To do zobaczenia - zwróciłam się jeszcze do Lisy i wyszłam z kawiarni. 
Szłam powoli w kierunku hotelu. W mojej głowie toczyła się bitwa myśli. Spotkanie z Lisą wywróciło wszystko do góry nogami.



* * *


- Notujesz Sophie? - odezwał się Schuster.
- Tak... Moim zdaniem Kraus powinien popracować na wybiciem. Jest zbyt słabe - powiedziała blondynka, wskazując na nagranie skoku odtwarzane na laptopie. 
- Masz rację. Zapisz.
- Richarda trzeba wysłać na badania. Ta jego kostka ciągle sprawia mu ból. 
- Masz rację. Przyłapałem go ostatnio jak zwijał się z bólu, kiedy krzywo stanął - poparł ją Stefan. 
- Freitag na badania! Zapisać! Dzisiaj po obiedzie jeszcze trening siłowy, - powiedział Werner, spoglądając na zegarek - a jutro już na skoczni i kwalifikacje. 
- Kawki? - odezwał się Stefan, wchodząc do pokoju z czterema kubkami.
Sophie momentalnie poczuła jak śniadanie zjedzone jeszcze w Ga-Pa podjeżdża jej do gardła.
- Ja już pójdę, słabo się czuję - powiedziała i wstała od stolika.
- Jesteś blada jak ściana. Może zjedz coś, hmm? - zaniepokoił się Christian. 
- Zjem coś, odpocznę i będę jak nowa. Cześć.
Szybko wybiegła z pokoju szkoleniowców i wróciła do swojego. Pędem wpadła do łazienki i oparłszy się o muszlę klozetową, zwróciła dzisiejsze śniadanie. Wstała i przemyła twarz zimną wodą. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.
- Jesteś Sophie? - zawołała Alice.
- W ła...
Nie dokończyła. Znowu zachciało jej się wymiotować, więc szybko powróciła do poprzednio zajmowanej pozycji.
- Co z tobą?- zaniepokojona Alice wpadła do pomieszczenia.
- Chyba serio się czymś strułam - odpowiedziała Sophie, podnosząc się z śnieżnobiałych kafelek. Ponownie przemyła twarz, wróciła do pokoju i położyła się na łóżku. - Od rana mnie mdli. 
Alice wyjęła ze swojej walizki jakieś rzeczy i udała się do łazienki.
- A może ty w ciąży jesteś? - zapytała, wychylając głowę zza framugi. 
- W ciąży? W jakiej ciąży? Zwariowałaś? 
Zaśmiała się tylko i zamknęła za sobą drzwi.
- A może jednak nie zwariowała? - przeszło jej przez myśl, kiedy przypominała sobie drugi konkurs w Titise-Neustadt, a właściwie noc po nim.
- O nie... - szepnęła, ukrywając twarz w poduszce. 



Innsbruck, 03.01.2014 r.

Za dwadzieścia minut miały rozpocząć się kwalifikacje. Przed chwilą skończyły się oficjalne treningi. Andreas po pierwszym skoku mógł czuć się zadowolony. Zajął bowiem trzecie miejsce. W drugim trafił na niekorzystny wiatr, ale odległość i tak nie była najgorsza. 
Poprawił kaptur na głowie i schował dłonie do kieszeni kurtki. Temperatura w Innsbrucku spadła dzisiaj poniżej zera, a w ogrzaniu się nie pomagała nawet ciepła kadrowa kurtka. Stał za kontenerem gospodarczym już dobre dziesięć minut, a blondynka nadal się nie pojawiała. Już miał odejść, kiedy usłyszał jej melodyjny głos.
- Widzę, że ci zależy na niej Kofi.
- Jakby mi nie zależało nie robił bym tego - odpowiedział, odwracając się do niej. Poprawiała szalik, uśmiechając się zawadiacko. Niebieski płaszczyk idealnie podkreślał jej nienaganną figurę i długie nogi. Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy w Bischofshofen cztery lata temu, kiedy poznał ją w jednym z tamtejszych pub'ów. Od razu mu się spodobała. A kiedy poznali się bliżej, wiedział, że zyskał bratnią duszę. Byli tacy sami. Oboje dążyli do wyznaczonych celów, niekiedy po trupach. Kiedy byli razem, czuli, że mają cały świat u swoich stóp. Jednak wszystko, co dobre szybko się kończy. On poznał Natalie, jej w głowie zawrócił blondyn o imieniu Martin. W końcu byli tacy sami... Nie potrafili żyć długo z jedną i tą samą osobą.
- Twoja rybka złapała haczyk - powiedziała tajemniczo. - Masz to?
Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej malutki woreczek z białym proszkiem. 
- Pamiętaj, zdjęcia i to - oznajmił i podał jej woreczek. Schowała go do torebki i uśmiechnęła się do niego cwanie. - Już jest skończony. Mam nadzieję, że to dzisiaj załatwisz?
- Dzisiaj? Daj mi trochę czasu.
- Jutro już wyjeżdżamy do Bischofshofen. 
- To będzie jego ostatni konkurs - powiedziała pewnie, zbliżając się do Koflera. - Inaczej nie nazywam się Rose Altenger - do jego uszu dotarł perlisty śmiech blondynki, która zniknęła mu z oczu. 
Wypuścił powietrze z ust, powodując mały obłoczek pary i nieświadomy tego, że ktoś słyszał jego rozmowę z blondynką, ruszył w kierunku szatni. 



* * *

Chociaż nad miastem zbierały się czarne chmury, kwalifikacje przebiegały dosyć sprawnie.
Mocno zacisnęłam kciuki, kiedy na belce pojawił się Manuel. Wciąż w głowie miałam słowa Lisy. Postanowiłam, że porozmawiam z nim o wszystkim. Kiedyś w końcu trzeba się zebrać na szczerość. Kiedy wylądował, byłam zadowolona. Odległość, którą uzyskał, gwarantowała mu udział w konkursie. Spojrzałam na skocznię. Bergisel zachwycała o każdej porze roku i o każdej porze dnia. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy przypomniałam sobie, jak Manuel zaprosił mnie randkę do kawiarni, która była na szczycie skoczni. Był z niej najpiękniejszy widok na panoramę Innsbrucka. Właśnie dzięki takim wspomnieniom moje serce rwało się do tego, aby zaryzykować, aby spróbować ponownie zbliżyć się do Manuela. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos spikera informujący o tym, że na belce pojawił się Andreas Kofler. W idealnym momencie wybił się z progu, przybrał nienaganną sylwetkę w locie i wylądował na 118 metrze. Uśmiechnął się i pomachał do widowni. 
Po Andreasie swoje skoki oddało jeszcze kilku skoczków. Ostatecznie kwalifikacje wygrał Anders Fannamel przed drugim Diethartem i trzecim Loitzlem. Na czwartym miejscu uplasował się Marinus. 
- Cała siódemka w konkursie. Super, co nie? - odezwałam się do przyjaciółki, kiedy znalazła się obok mnie.
- Mhmm... - mruknęła.
- Ejj... Co jest Sophie? 
- Ja chyba jednak jestem w tej ciąży Ally...







_________________________________________________________

Jest i szósteczka :)
Pojawił się wątek Sophie. Trochę go ubarwiłam, a co! :D
Jest też co nieco o Rose.
Jak myślicie, kto przyłapał Koflera i Rose podczas rozmowy?

Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)


Zapraszam też do Iwony 


BUZIAKI :*








środa, 23 lipca 2014

Rozdział 5: "Jeszcze będziesz moja."


Garmisch-Partenkirchen, 31.12.2013 r.

- Proszę! - odpowiedziałam, słysząc pukanie do drzwi.
- Mam problem Ally - zwrócił się do mnie Marinus. - Który krawat założyć? No bo niebieski idealnie podkreśla kolor moich oczu, ale czerwony też mi się podoba - powiedział, przysiadając obok mnie na łóżku.
- Obydwa są okej - rzuciłam, nie odrywając wzroku od laptopa.
- Pff.. Tak to jest na ciebie liczyć Ally - ofuknął się. Zamknęłam laptopa i głośno wypuściłam powietrze z ust.
- Słuchaj Marinus... W obydwóch wyglądasz bosko, ale jednak w czerwonym bardziej seksownie. Dlatego niebieski pożycz Freundowi, zobaczysz, będzie zachwycony. 
- Severinowi? A po co? Swój ma.
- Ten w kolorze zgniłej zieleni? - zapytałam, dobrze znając odpowiedź. Wczoraj wpadłam do ich pokoju akurat, kiedy Severin się rozpakowywał. - Marinus bądź dobrym kolegą i pomóż tej modowej fajtłapie. 
- No okej, ale pod jednym warunkiem - rzucił tajemniczo. 
- Jakim? 
- Idziesz ze mną na imprezę! - powiedział, uśmiechając się w swój rozbrajający sposób.
- Wielkie mi coś... I tak idziemy razem.
- Ale tak... No tak, że razem.
- Błagam cię Kraus, mów do mnie po ludzku! 
- No w sensie, że jako moja partnerka... - odpowiedział, czerwieniąc się.
- Aaaa... Było tak od razu! - uderzyłam go lekko w ramię, zaczynając się śmiać. 
- A ty nie powinnaś się jakoś szykować czy coś? Bo jeszcze tylko godzina została - zmienił temat Marinus.
- Powinnam, ale Sophie od dwóch godzin okupuje łazienkę. 
- To może chcesz z naszej skorzystać? - zaoferował.
- Nie, dzięki. Poczekam.
- To w takim razie spadam. Wpadnę po ciebie - powiedział i posłał mi buziaka w powietrzu. W tym samym czasie z łazienki wyszła moja przyjaciółka. Długie blond fale delikatnie opadające na ramiona, mocno podkreślone oczy, a do tego sukienka bez ramiączek rozszerzana ku dołowi w kolorze lazurowego błękitu. Wyglądała niesamowicie! - Aaaaa.. To dlatego ten krawat! Nie pomyślałem... Na razie dziewczyny - dodał i wyszedł.
- O co mu chodziło? - zapytała Sophie.
- A kto go tam wie - odpowiedziałam i ruszyłam do łazienki.
Wzięłam prysznic, następnie wysuszyłam włosy i zaplotłam je w warkocza na bok, zrobiłam delikatny makijaż, mocniej podkreśliłam jedynie usta. Założyłam sukienkę i wysokie czerwone szpilki i wyszłam z łazienki.
- Wow... Ally! Mówiłam, że będziesz w niej wystrzałowo wyglądać! - powiedziała Sophie na mój widok. Zaraz po tym rozległo się pukanie do drzwi. - Ja otworzę - podeszła do drzwi.
- Cześć dziewczyny! - przywitał się radośnie Severin.
- Wyglądasz jak milion dolarów Ally - powiedział Marinus, lustrując mnie od stóp do głów. 
- To co, idziemy? - ponownie odezwał się Freund, wysuwając rękę do Sophie. 

W dużej sali restauracyjnej powoli zbierali się goście. Każda z ekip miała przydzielony swój własny stolik. Usiedliśmy przy tym przeznaczonym dla kadry niemieckiej i czekaliśmy na oficjalne rozpoczęcie tego wieczoru. 
- Ominęło mnie coś? - zapytał zdyszany Wank, siadając obok mojej przyjaciółki.
- Na litość boską! Andi, ściągnij tą czapkę - powiedziała Sophie, wskazując na głowę starszego z Andreasów. Ten z trochę naburmuszoną miną zdjął rażąco pomarańczową czapkę z głowy i wsadził ją do kieszeni marynarki.
- Dobra, uśmiechać się, Hofer przemawia! - szepnął Richard. Starszy łysawy mężczyzna podszedł do mikrofonu i zaczął swoją przemowę od jakiego żartu, jak podkreślił "dla rozluźnienia atmosfery". Skoczkowie zaczęli bić brawo, sama nie wiem po co. Ten dowcip do śmiesznych to raczej nie należał. Spoglądnęłam zdezorientowana na Sophie, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Następnie ów Hofer zaczął mówić coś o udanych Mistrzostwach Świata, podziękował swoim współpracownikom i życzył sukcesów na nadchodzących Igrzyskach. Napomniał coś jeszcze o świętowaniu w granicach rozsądku, bo następnego dnia zaplanowany jest konkurs.
- No to słyszeliście panowie... W graniach rozsądku świętujemy - powtórzył trener Schuster.
- Ma się rozumieć! Walter ma zawsze rację! - powiedział z przejęciem Wellinger.
- Bo jak wątpisz, to masz wpierdol - dopowiedział Wank, czym wywołał salwę śmiechu przy naszym stoliku. 
Wszyscy wspólnie wznieśliśmy toast i mogliśmy zaczynać zabawę. 
- Ja zamawiam z tobą pierwszy taniec - szepnął mi do ucha Marinus, chwytając mnie za dłoń.
Pociągnął mnie na środek parkietu i zaczęliśmy tańczyć w rytm jednej z piosenek  Michaela Jacksona. Nawet nie zauważyłam, kiedy Wellinger zrobił odbijanego i wpadłam w jego ramiona. 
Kiedy zatańczyłam już z każdym niemieckim skoczkiem, podeszłam do baru, aby się czegoś napić i chwilę odsapnąć. Kończyłam pić właśnie drinka, kiedy z głośników zaczęło płynąć "Forever young". Poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Dobrze wiedziałam, że to on. Wstałam z krzesła i odwróciłam się powoli. Pociągnął mnie na parkiet i zaczęliśmy się kołysać w rytm piosenki, naszej piosenki. Ostrożnie zbliżyłam się do niego i wpiłam się w jego usta. Zawarłam w tym pocałunku swoją tęsknotę i ogromne uczucie, którym ciągle mimo wszystko go darzę. Akurat kilka lat temu podczas tańca przy tej piosence płynącej z radia stojącego na parapecie w moim pokoju, zapytał, czy zostanę jego dziewczyną. 
Na samo wspomnienie tego dnia do moich oczu napłynęły łzy. 
- Przepraszam... Ja... Ja nie mogę - wyszeptałam i próbowałam uwolnić się z jego uścisku, ale bezskutecznie.
- Tym razem nie pozwolę ci uciec. Jesteś dla mnie najważniejsza - powiedział, ujmując moją twarz  w dłonie i złożył na moich ustach pocałunek. 
- Nie obiecujmy sobie nic, dobrze? Nie jestem na to gotowa.
- Dobrze - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.



* * *



Siedział samotnie przy stoliku, pijąc kieliszek za kieliszkiem czystej. Już nawet nie liczył, który to. Przyglądał się tańczącym Alice i Manuelowi. Zbierała się w nim coraz większa złość. Miał ochotę podbiec do nich i przerwać to, co działo się na jego oczach. Nie chciał pozwolić na to, aby brunetka przebywała w towarzystwie Fettnera, a zwłaszcza żeby się z nim całowała. Brał właśnie do ręki kolejny wypełniony bezbarwną cieczą kieliszek, kiedy usłyszał znajomy głos.
- Topisz smutki? Nie znałam cię od tej strony Kofi.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz Rose - odpowiedział wysokiej blondynce, opróżniając zawartość kieliszka do dna. 
- Mogę ci pomóc z tym problemem - powiedziała, wskazując ruchem głowy na tańczącą dwójkę. - Mam u ciebie dług, najwyższy czas go spłacić. 
- Z tym problemem poradzę sobie sam - po raz kolejny sięgnął po napełniony kieliszek.
- Jakbyś zmienił zdanie, to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć - szepnęła mu na ucho, wsuwając do kieszeni marynarki niewielką karteczkę z dziewięciocyfrowym numerem. 
Poprawił krawat, zapiął guzik z marynarki i wstał od stołu. Podszedł do tańczących Alice i Manuela. Szumiało mu w głowie. Chyba trochę przeholował. 
- Zatańczymy Alice? - zapytał. Wyraźnie było od niego czuć mocną woń alkoholu.
- Jesteś pijany Andreas. Idź trochę ochłonąć - odpowiedziała spokojnie brunetka.
- Nie jestem...
- Chyba słyszałeś, co powiedziała Alice? - przerwał mu Manuel.
- Nie wtrącaj się - warknął starszy z Austriaków i złapał dziewczynę za nadgarstek, przyciągając do siebie.
- Andreas... Proszę cię... - szepnęła wystraszona, spoglądając na jego zaciśniętą pięść.
- Puść ją Kofler - powiedział młodszy z nich.
- Bo co mi zrobisz? - puścił dziewczynę i podszedł do Manuela, lekko go popychając. - Znowu naopowiadasz jej jakichś głupot na mój temat? Powiesz jej o planie, który wymyśliłem? Znowu obijesz mi twarz? A może okażesz się jutro lepszy niż ja?
- Odpuść. Chyba nie chcesz problemów?
- I co, ty niby jesteś tym problemem? - prychnął i ponownie zbliżył się do Alice. Manuel widząc jej przestraszoną minę, szybko szarpną go za ramię, jednak nie przewidział kolejnego ruchu kolegi. Andreas powalił go uderzeniem w twarz.
- O Boże... Manuel... - pisnęła cicho Alice.
Pod wpływem impulsu ponownie chciał uderzyć Fettnera, jednak został przez kogoś powstrzymany. Schlierenzauer i Loitzl mocno trzymali go za ramiona i mówili coś podniesionymi tonami. Nic do niego nie docierało, nie zwracał uwagi na słowa owej dwójki. Spoglądał na Alice kucającą przy dochodzącym do siebie Manuelu.
- Przesadziłeś stary - powiedział gniewnie Morgenstern.
Andreas wyswobodził się spod uścisków kadrowych kolegów i ruszył ku wyjściu z sali. Oczy wszystkich spoczywały na nim, co było nie do zniesienia. Wyszedł na świeże powietrze i usiadł na schodach przed hotelem. Sięgnął dłonią do kieszeni marynarki, aby wyciągnąć paczkę papierosów. Wiedział, że nie powinien palić. Gdyby Poitner się o tym dowiedział, miałby kłopoty. Ale kiedy dowie się o tym, co zaszło przed chwilą i tak będzie je miał. 
Poczuł w kieszeni również skrawek papieru. W nikłym świetle dostrzegł na nim jakiś numer. Uśmiechnął się chytrze. Wydobył z opakowania papierosa i zapalił go.
- Jeszcze będziesz moja - powiedział cicho, chowając do kieszeni niewielką karteczkę.



* * * 


Do północy pozostało zaledwie kilkadziesiąt sekund. Wzięłam kieliszek szampana i śladem pozostałych gości wyszłam na taras. Spojrzałam w niebo... Było całkowicie zachmurzone. Gdzieniegdzie w oddali było już słychać pierwsze wybuchy fajerwerków. Nagle rozległo się głośne odliczanie.
- Kolejny popaprany rok za tobą Alice - szepnęłam, kiedy wybiła północ i upiłam łyk szampana. Poczułam czyjś oddech na swojej szyi. 
- Nie wiem, czego miałabym ci życzyć... "Szczęśliwego Nowego Roku" jest takie banalne. A może powodzenia w skokach?
- Nie potrzebuję niczego oprócz ciebie - powiedział wprost do mojego ucha, czym wywołał przyjemny dreszcz na moich plecach.
- Przecież ci mówiłam... Żadnych obietnic - odwróciłam się, aby dostrzec jego twarz. - Bardzo boli? - zapytałam.
- Nie - odpowiedział, odgarniając za ucho niesfornie opadający na twarz kosmyk moich włosów.
- Idę zadzwonić do Emilie i rodziców - powiedziałam i ucałowałam go w policzek. - Dobranoc Manuel. 




Garmisch-Parteknirchen, 01.01.2014 r.


Poprawiłam zsuwające się z nosa okulary przeciwsłoneczne. Pierwszy dzień nowego roku był dosyć ciepły i słoneczny. Przed chwilą zakończyła się seria próbna i właśnie zaczął się konkurs. Spiker podał nazwisko niemieckiego zawodnika, którego przeciwnikiem miał być zawodnik z Austrii. Kiedy Markus pojawił się na belce, mocno zacisnęłam kciuki. Austriak o nazwisku Kraft okazał się jednak lepszy. Drugą parą w noworocznym konkursie byli Fettner i Kofler. Wciąż przed oczami miałam sytuację z poprzedniego wieczoru... Niepanujący nad sobą, pijany Andreas i jego atak na Manuela. Mocno zacisnęłam powieki, aby nie pozwolić łzom wydostać się zewnątrz. Poczułam mocne szturchnięcie w plecy. Otworzyłam oczy i zerknęłam za siebie. Ujrzałam ładną wysoką blondynkę o idealnej figurze, którą podkreślał dopasowany błękitny płaszczyk. Pochylała się przy zapięciu od buta, cicho klnąc. 
- Bardzo panią przepraszam - powiedziała, kiedy zauważyła, że na nią spoglądam i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziałam. Odwróciłam się w stronę zeskoku. Manuel właśnie podchodził do lądowania. Wynik go chyba usatysfakcjonował. Stanął przy bandzie i czekał na skok Koflera. Jak się okazało chwilę później, drugi z nich okazał się lepszy. Uścisnęli sobie dłonie, ale wyraźnie było widać w ich oczach wzajemną niechęć i złość. Młodszy z nich wodził wzrokiem po kibicach. Mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że szukał właśnie mnie.


Do zakończenia konkursu pozostało jeszcze zaledwie kilku zawodników. Słońce zaszło za chmury i zrobiło się chłodniej. Opuściłam zajmowane dotychczas miejsce i ruszyłam w stronę stoiska z ciepłymi napojami. Zamówiłam herbatę z pigwą i odebrawszy plastikowy kubeczek z parującą cieczą, postanowiłam już nie wracać do sektora przeznaczonego dla kibiców tylko zostać nieopodal domków skoczków. Omal nie zostałam staranowana przez uradowanego Geigera.
- Jadę do Innsbrucka! Taaaak! - krzyknął zadowolony.
- Wcale prawie mnie nie przewróciłeś - powiedziałam z ironią.
- O pardon Ally! - uśmiechnął się, mrużąc śmiesznie oczy.
- No dobrze, dobrze - odpowiedziałam. - Aaa... Gratuluję! - zawołałam jeszcze za nim.
Wzięłam łyk herbaty, momentalnie czując rozchodzące się ciepło po moim ciele. Konkurs właśnie dobiegł końca, o czym poinformował spiker. Zwyciężył Thomas Diethart, tuż przed Thomasem Morgensternem i Simonem Ammannem. Z tego, co zdążyłam wyłapać, w serii finałowej było tylko czterech Niemców, więc ani Sophie ani trener Schuster zachwyceni nie będą.
- Mogę ci zająć chwilę Alice? Chciałbym porozmawiać.
- Czy my mamy o czym rozmawiać Andreas? - zapytałam, patrząc mu w oczy.
- Chciałbym cię przeprosić...
- Nie mnie powinieneś przepraszać - przerwałam mu.
- Chciałbym cię przeprosić  - kontynuował - za wszystko. Początek naszej znajomości nie należał do złych, ale wszystko, co miało miejsce potem chciałbym wymazać z pamięci. Ten prawie pocałunek... Wiem, to był błąd, jednak wszystko, co wtedy powiedziałem to prawda. Wczorajszego dnia powinienem się wstydzić i tak właśnie jest. Wypiłem trochę za dużo i jakoś tak wyszło. Ja... Ja byłem po prostu zazdrosny - wypowiedział, wlepiając wzrok we własne buty.
- Zazdrosny? - zapytałam cicho.
- Zazdrosny o to, że byłaś z nim. Widziałem jak rozmawiacie, tańczycie... Jak się całujecie. On tak bardzo cię skrzywdził, a ja boję się o ciebie i nie chcę abyś ponownie cierpiała. Wtedy w Oberstdorfie kiedy cię ujrzałem coś się we mnie zmieniło i trwam w tym nadal. Zdaję sobie sprawę, że gadam jak zauroczony nastolatek i tak się trochę czuję. Wiem też, że nie powinienem się narzucać i obiecuję, że tego nie zrobię. Ale chcę być przy tobie tak po prostu. I błagam cię, nie karz mnie swoją obojętnością, bo naprawdę źle się z tym czuje. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo chciałbym się cofnąć do tej kawiarni w Oberstdorfie i sprawić, aby wszystko co miało miejsce potem się nie wydarzyło.
- Z czasem doszłam do wniosku, że każdy zasługuje na drugą szansę. Nie zmarnuj jej... - powiedziałam, a Andreas odetchnął z widoczną ulgą.
- Nie zawiedziesz się.
- Ostatnio przyjęłam też zasadę, aby nie obiecywać czegoś, czego nie jest się pewnym.
- Wszystko przed nami - zapewnił. - Obiecałaś mi, że spotkamy się w Ga-Pa. Liczyłem na jakąś kawę i dobre ciastko ewentualnie. Co ty na to? - zapytał.
- Właściwie to... - zawahałam się, kiedy w przy domku Austriaków dostrzegłam Manuela i jakąś uwieszającą mu się na szyi blondynkę. Wydawała mi się znajoma. Czy to nie była ta, która na mnie wpadła? - Właściwie to możemy iść - odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.





______________________________________________________

Oczywiście jestem na siebie wściekła, bo rozdział miał się ukazać
w zeszłym tygodniu, ale ostatnie dni były dosyć zakręcone i się nie wyrobiłam.

Nie wiem, czy wspominałam, ale lubię takiego "gniewnego" Andreasa ^^
Ciut tutaj poplątałam, ale spokojnie... Jeszcze to ogarniam!

Muszę Wam przypomnieć o tym, że koniec tego opowiadania zbiega się 
z zakończeniem Turnieju Czterech Skoczni.

Teraz zabieram się za dziewiętnastkę u Iwony.
Fanki Sabiny serdecznie zapraszam, bo panna Janik nie zamierza 
ułatwiać życia głównej bohaterce. 





Gratulacje dla naszego Mistrza Polski - Kamila Stocha,
a także AZS'u Zakopane! :)




W piątek już pierwszy konkurs LGP
Fajny skład AUT'ów, Manuel będzie :D
Jednak bez pana ze zdjęcia :(




DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE :>